niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział XIII Część 2 - Arek

   Ania wbiegła na górę po schodach. Chciałem za nią pobiec, lecz coś szarpnęło mną za kark. Mocno. Upadłem ledwie bezgłośnie na dywan, który leżał na korytarzu od lat. W głowie mi wirowało, nie mogłem skupić się na tym, co mam robić. Chciałem wstać, ale bezskutecznie, chciałem biec, jednak nie byłem w stanie. Chciałem pomóc, a tylko zmrużyłem powieki i zasnąłem, a raczej straciłem świadomość. Nie trwało to zbyt długo, gdyż ktoś zarzucił mnie bez problemu na plecy. Nie mogłem stawić oporu, nie próbowałem  nawet - wiedziałem, że to by tylko mnie jeszcze bardziej osłabiło. Powoli docierały do mnie informacje. Nabru mnie porwali. Słyszałem o tym już. Słyszałem o wielkiej kotłowni z żelaznymi ścianami, o kominach z dymem, żarze w piecach, a wszystko to pod przykrywką jakiegoś zakładu. Nabru nie byli wcale głupi. Jednak my też nie. My mieliśmy do tego przyjaźń, miłość i ludzkie uczucia do innych. To wywyższało nas ponad bezlitosnych Nabru.
   Siłacz wrzucił mnie do samochodu.
- Masz nie robić żadnych numerów, bo nie będę się z tobą tak delikatnie obchodzić.
- Mhm... To niby było delikatnie? - mruknąłem pod nosem bardziej do siebie niż do niego.
- A chcesz zobaczyć jak byłoby inaczej? Czy raczej nasza porcelanowa laleczka rozbiłaby się na kawałeczki, gdybym ją nieostrożnie położył? - zadrwił cieniutkim głosem, a potem przybrał jego zwykłą niską barwę. - Nie dyskutuj, młody, bo to nie jest zabawa. Każdy z nas już długo czeka. A ty nam pomożesz...
- Nie mam zamiaru!
- ... czy tego chcesz, czy nie.
Postanowiłem nie tracić dłużej czasu na kłótnie z tym facetem. Musiałem jakoś ostrzec Anię. Nie mogłem jej bezradnie zostawić. Poczułem się już lepiej, myśli w końcu układały się logicznie. Jak gdyby nigdy nic zapytałem:
- Czemu nie jedziemy?
- Czekamy na Pana.
To mi zupełnie wystarczyło. Miałem czas.

★ ★ ★

   Strażnik usiadł za kierownicą, ja zostałem z tyłu. Przeszukałem wzrokiem auto, czy będzie tam coś przydatnego do zrobienia wiadomości. Nic. Pusto. Sprawdziłem nawet pod siedzeniami. Potem sięgnąłem do kieszeni. Szukałem ręką, aż w końcu znalazłem. Zwitek białej kartki spoczywał w lewej kieszeni. Teraz jeszcze tylko coś do pisania... Po krótkim czasie dostrzegłem długopis. Leżał na siedzeniu obok kierowcy. Musiałem improwizować.
- Co to było?!?!?! - wrzasnąłem cienkim głosem.
- Gdzie?
- Tam! No tam!!! Za oknem! Jakieś zwierzę!
- Ehh - wzdychnął mężczyzna i ze zrezygnowaniem wysiadł.
To wystarczyło. Rzuciłem się po długopis i wyskoczyłem w pół sekundy z auta. Szaleńczym biegiem wrzeszczałem udając, że coś mnie goni. Po chwili schowałem się w krzakach jak najciszej umiałem. Nawet oddychać starałem się bezgłośnie. Położyłem kawałek kartki na kolanie i zacząłem pisać. Nie mogłem napisać nic konkretnego - wiedziałem, że w każdym momencie strażnik może mnie znaleźć i przeczytać. Najpierw napisałem osobiste sprawy.

Gdy odczytasz ten list, ja będę już daleko. Wybacz mi.
Musisz uciec-sama.
Trzymaj się Ania,
Przepraszam
Arek

Pomyślałem znowu o budynku stworzonego przez Nabru i starałem się przypomnieć sobie jak najwięcej z opowieści. Był z metalu... miał żelazne drzwi... a przed nimi buda. Tak, buda psa - wielkiego, z kolczastą obrożą. Podobno nikt nie wydostał się z tamtąd przez niego. Musiałem jakoś ją przed tym ostrzec. Być może niejasno, ale wystarczająco, żeby była na baczności w każdej sytuacji.

PS nie zapomnij nakarmić psa.

Więcej nie dało się przekazać, kartka była za mała. Zgiąłem papier na kilka razy i złożyłem na nim pocałunek.
- Obyś wyszła z tego cało, Aniu... - szepnąłem niemal niedosłyszalnie. - Wybacz..!
Podeszłem pod okno naszego pokoju. Usłyszałem za sobą ciężkie kroki.
- A ty co tu robisz?! Miałeś siedzieć na dupie, a nie uciekać jak idiota! Mówiłem: teraz nie będę się z tobą tak delikatnie obchodzić. Mam nadzieję, że zrozumiałeś, powtarzać nie będę, nędzny szczylu.
- Wystraszyłem się tego, co było za oknem! I uciekłem. A teraz się zatrzymałem, wiesz... za potrzebą.
- Ty mi kitu nie wciskaj, gówniarzu i mów co się wyprawia!
Schowałem liścik za plecami, ściskając go w pięści.
- Co tam chowasz?
- Ja? Nic takiego... Chciałem się tylko pożegnać z dziewczyną...
- Pokaż! Na pewno kłamiesz. Chciałes ostrzec tą swoją "damę".
- Nie!
- Oddawaj, już!
Nie miałem wyjścia, dałem mu kartkę. Rozwinął ją, przeczytał, po czym zaśmiał się szyderczo.
- Jednak nie jesteś taki głupi, żeby ją ostrzegać. Wiedziałbys, ze to skończyłoby się twoją śmiercią.
- Mogę już to wrzucić do naszego pokoju?
- Masz, szczylu - rzucił we mnie moim własnym listem. - Bo się twoja panienka zaniepokoi, co? A takiej nieczystej nie będziemy potrzebować. Byle szybko. Pan może zaraz wrócić.
- OK, wejdę do naszego pokoju po tych schodach, zostawię wiadomość i wrócę...
- Nikt ma cię nie zobaczyć, szczylu, bo pożałujesz tego. Mocno pożałujesz. Kapiszi?
- Wiadomo.
- Daję ci pół minuty. Jak nie wrócisz w tym czasie, pójdę po ciebie i nie będzie tak przyjemnie, gnojku. Żadnych wykrętów.
Od mojej ucieczki z samochodu minęły zaledwie 4 minuty. Szybko wskoczyłem na metalowe schody poprowadzone na zewnątrz budynku. Trzeszczały, kiedy przeskakiwałem po kilka na raz. Po sekundach docierało do mnie, jaką głupotę robię. Mogłem równie dobrze zabrać Anię i uciec z nią. A biegłem tam tylko po to, żeby zostawić głupawą wiadomość. Strażnik był tak tempy, że nawet nie zorientowałby się, gdybym coś dopisał do kartki. Ale czym?
Co za żałosna, beznadziejna sytuacja. Pędziłem wprost do pokoju. Musiałem jakoś zwrócić jej uwagę na ten list. Otworzyłem okno i włożyłem na parapet kartkę. Żeby nie tracić czasu, wyskoczyłem. I tym właśnie zamknąłem szanse na ratunek. Co za idiota ze mnie. Kierował mną strach. Ania, przepraszam. Nie zapamiętałem prawie nic z mojej nagłej "wycieczki" do pokoju. Wbiegłem, zostawiłem list, wyskoczyłem. Tyle.

★ ★ ★

   Znów siedziałem na fotelu w zimnym samochodzie. Po chwili przyszedł "Pan", jak nazywał go facet strażnik. Nie miałem jak mu się przyjrzeć, siedział tyłem. Rozmawiali przez chwilkę szeptem, potem ruszyliśmy. Ktoś podał mi do ust coś do picia. Byłem spragniony, nie myślałem o tym, co piję, po prostu przełknąłem płyn. Po krótkim czasie odpłynąłęm w pełen koszmarów sen.

★ ★

Koniec tego rozdziału xd
Tym razem poznajemy tożsamość i przemyślenia Arka, kiedy nastąpiło rozstanie z Anią, wydarzenia z jego perspektywy.
Mówią, że 13 to pechowa liczba ;D może coś w tym jest? Ten rozdział na pewno nie był szczęśliwy, przynajmniej dla bohatera tej historii - Arka xD
Na koniec daję mały cytat:

" - Pomyślałem tylko... taki mały dzieciak, kto za nim pójdzie? On się tutaj marnuje. Ale kiedy pisze, nikt nie widzi, jaki jest mały. Nikt nie zna jego wieku."
~ Orson Scott Card, z książki "Cień Endera"

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział XII

  Obudziło mnie szarpnięcie za ramię i głos chłopaka.
- Ania! Ania, wstawaj! Szybko! Ktoś tu idzie, wstawaj...!
Otworzyłam oczy. Prędko podniosłam się z ziemi. Zaraz zrobiło mi się ciemno na chwilę przed oczami. Zawsze działo się tak, kiedy za szybko się podnosiłam.
- Wiesz kto to może być? - spytałam nerwowym szeptem.
- Nie... Właściciel? Wątpliwe. Co robimy?
Wyczułam w jego głosie niepokój. Przypomniałam sobie o broni, którą dał mi Krzysiek. Cofnęłam się w stronę torby. Zaczęłam w pośpiechu wyrzucać ubrania z niej, słysząc kroki po schodach. Dobyłam pistoletu. W głowie kłębiły mi się myśli - tysiąc na sekundę. Czy w obliczu zagrożenia naprawdę mogłabym kogoś zabić...?!
- Schowaj się z tyłu - szepnęłam do Szymona. Zacisnął pięści tak mocno, aż zbielały mu kostki palców.
- Nie. Będę obok.
Nie chciałam się z nim spierać. Serce biło mi bardzo szybko, stres skręcał mi brzuch. Kroki odbijały się echem w piwnicy. Człowiek był coraz bliżej. Wycelowałam w zamknięte drzwi. Ktoś zbliżył się do nich. Usłyszałam trzask, huk, kurz latał wokoło, drzwi leżały już na ziemi. Pył ograniczał widoczność. Ręce trzęsły mi się z każdą chwilą coraz bardziej. Zobaczyłam tylko wysoką sylwetkę należącą do mężczyzny.
- Szymon... - szepnęłam prawie niedosłyszalnie.
Mężczyzna powoli, dużymi krokami zbliżał się, a opadający już pył i kurz odsłonił jego twarz. Był łysy, na twarzy miał długą bliznę z prawego boku. Zielone oczy patrzyły bez wyrazu na nas obojga, a usta układały się w cienką kreskę.
- Anna Dąbek. Pójdziesz ze mną - powiedziałaś niskim i nieprzenikliwym głosem, a mnie przeszył dreszcz. Kim on jest?
- Nigdzie nie idę.
- Pójdziesz - rzekł kładąc rękę na broń, spoczywającą na jego pasie - albo będę musiał użyć siły.
- Kim jesteś...? - wyszeptałam wystraszona.
Wyciągnął rękę w moją stronę, lecz wiedziałam, że nie miał być to przyjazny gest. Cofnęłam się szybko łapiąc Szymona z rękę. Nieznajomy podszedł do nas i złapał mnie za ramię. Próbowałam się wyrwać, ale to nie miało sensu - łysy był za silny.
- Zostaw ją! - krzyknął niespodziewanie Szymon.
Zobaczyłam, że jego twarz zmieniła się... Miała teraz zacięty i odważny wyraz. Rzucił się na wysokiego faceta, powodując lekkie przesunięcie się go, ale tylko tyle.
- Stawiasz opór, młody? To pójdziesz z nami.
Nie było szans na jakiekolwiek negocjacje ani rozmowy. Po prostu trzeba było się poddać. Mężczyzna przerzucił mnie przez swoje ramię. Mimo wszystko próbowałam dalej się uwolnić waląc bezskutecznie w jego wielkie plecy.
- Puść mnie!!! Czego chcesz?! Zostaw nas!!! Bo będę krzyczeć!!! POMOCY!!!
- Siedź cicho, bo będę musiał cię zakneblować.
- RATUNKU! POMOCY! NIECH MI KTOŚ POMOŻE! TO PORWANIE!
Szymon bardzo mocno się skupił i wyciągnął dłonie do przodu. Pojawiła się w nich iskierka ognia, lecz zaraz zgasła.
Facet tylko zamachnął się na chłopaka i uderzył go w twarz. Chłopak upadł, a ja byłam tym przerażona, że zamurowało mnie. Szymek leżał wtedy na kamiennej posadzce zalany krwią. Nieznajomy jedną ręką sięgnął po niego i przerzucił go przez drugie ramię. Odwrócił się do wyjścia i wyszedł po schodach na zewnątrz.
   Wszystkie nasze rzeczy zostały na dole. Jedynie kanapka spoczywała w kieszeni moich szerokich spodni. Nie wiedzieliśmy, gdzie nas zabiera, kim jest, ani jak nas znalazł. Byłam zdezorientowana. Głowa mojego przyjaciela - bo tak mogłam już go nazwać - zwisała z ramienia mężczyzna i zakrwawiała jego czarną koszulkę. Dotknęłam jego twarzy, chcąc aby się ocknął. On jednak dalej leżał nieprzytomny. Kroki barczystego mężczyzny  potrząsały nami. Było mi zimno, nie wiedziałam dokąd nas niesie. W końcu usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi samochodu. Facet zdjął mnie z siebie i posadził na skórzanym siedzeniu. Zakręciło mi się w głowie. Zaraz po mnie wylądował tam Szymon. Nieznajomy usiadł z przodu oddzielonego czarną kratką od naszych miejsc.
- Szymon... Szymek... Chłopie, nie zasypiaj... Proszę! Obudź się... - szeptałam głaszcząc go po twarzy.
Zdjęłam z siebie sweterek i ostarłam jego twarz z krwi.
- Szymon...! Nie zostawiaj mnie...
- Ania, to ty, Ania? - mamrotał otempiale, a ja w oczach miałam łzy szczęścia.
Ulżyło mi.
- To ja, jak się czujesz?
- Tak... dziwnie.
- Zaraz ci przejdzie, zobaczysz! Będzie dobrze, Szymon, będzie dobrze...
- Gdzie jesteśmy? - zapytał już nieco trzeźwiej.
- Nie wiem. Pamiętasz cokolwiek?
- Mhm...
Zaczęłam myśleć nad planem ucieczki. Wróciły do mnie wspomnienia sprzed tygodni, z pobytu w Domu Awarbs. Przypominałam sobie tyle, ile mogłam. Chciałam znaleźć w mojej głowie wskazówki, co dalej mam robić i jak radzić sobie w obliczu zagrożenia. "Wyprzedź ofiarę, bo sama się nią staniesz" - to był mój motyw przewodni działania.
- Szymon, jak masz na nazwisko?
- Kamiński.
- Ile masz lat?
- 17.
- Kim ja jestem?
- Anią.
- Dobra, nic ci nie jest - powiedziałam z lekkim zadowoleniem, na jaki pozwalała obecna sytuacja. - Cieszę się.
- Dzięki, że jesteś.
- Nie ma za co. Bardziej ja powinnam powiedzieć: przepraszam, że tu jesteś.
Rozmawialiśmy szeptem.
- Co było w liście od Arka na marginesie? - zapytał.
- Wydaje mi się, że "nie zapomnij nakarmić psa" - odpowiedziałam zaskoczona jego nagłym pytaniem.
Szymek pokiwał tylko głową.
Nie wyspałam się, byłam zmęczona. Głowa ciążyła mi, a powieki same się zamykały. Postanowiłam się chwilę zdrzemnąć, zamknęłam oczy i odpłynęłam.

* * *

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział XI

   Ogień wypływał z rąk chłopca.  Patrzyłam na to zszokowana. On musiał być jednym z nas, Awarbats. Dziwnie się poczułam... Stał do mnie tyłem, nawet nie wiedział o mojej obecności. Pomyślałam, że jak mnie zobaczy, to zacznie uciekać, bo poczuje się w zagrożeniu obcej osoby. Równie dobrze mogłabym być śmiertelnym zagrożeniem dla niego. Oddychałam nawet jak najciszej myśląc gorączkowo jak się zachować. Przypomniałam sobie swój dar. Mogłam wniknąć w uczucia chłopaka i zobaczyć jak zareaguje... Musiałam spróbować. Skupiłam się na nim próbując nie zaśmiecać swojego umysłu innymi myślami. Odczekałam chwilę. Nic. Żadne uczucia nie doszły do mnie. O dziwo chłopak dalej nie zorientował, że jestem w pobliżu. Spróbowałam jeszcze raz przewidzieć, co poczuje. I tym razem mi nie wyszło... Postanowiłam więc po prostu podejść do niego i porozmawiać, moje życie od tamtej chwili mogło się bardzo zmienić.
-Cześć, jestem Ania... - powiedziałam głosem dość cichym.
Chłopak od razu gwałtownie się odwrócił.
   Twarz miał niepasującą do lichej sylwetki. Jego rysy twarzy były ostre i podejrzliwe. Ale nie strachliwe ani groźne. Oczy były hipnotyzująco niebieskie. Na oko był trochę straszy ode mnie.
-Czego chcesz? - zapytał niskim głosem. Ostatnia iskierka z jego dłoni zniknęła w powietrzu.
-Chcę ci pomóc, jestem z ro...
-Nie potrzebuję żadnej pomocy - przerwał mi lodowatym głosem.
-Jesteś inny, i ja też. Masz dar.
-Nie wiem o czym mówisz - urwał krótko.
Chłopak ruszył chcąc mnie minąć.
-Zaczekaj!!! - spróbowałam go zatrzymać i mówiłam jak najszybciej. -Jestem z rodu Awarbats tak jak ty, mamy duże problemy i wyszło na to, że jestem sama, bo mnie zostawili, no i dziwnym trafem spotykam teraz ciebie, chłopaka z ogniem w rękach i wiem, że jesteś taki jak my! Proszę, pomóżmy sobie nawzajem... - powiedziałam z żalem i bliska płaczu, przypominając sobie wszystko i myśląc, że chłopak może mnie po prostu zignorować.
Jasnowłosy stanął wpół kroku tyłem do mnie. Podeszłam bliżej chcąc nawiązać z nim lepszy kontakt. Położyłam delikatnie rękę na jego ramieniu. Myślałam, że strzepnie moją dłoń. On okazał się jednak wrażliwy i powiedział:
-Wiedziałem, że jestem inny... Ale nie myślałam, że takich osób jak ja jest więcej.
Odetchnęłam z ulgą. Była nadzieja na zaprzyjaźnienie się z tym nieznajomym. Postanowiłam najpierw się otworzyć i poznać go lepiej.
-Jestem Ania.
Wyciągnęłam do niego rękę, patrząc ze zrozumieniem w jego głębokie, błękitne oczy.
-Szymon.
Uścisnął moją dłoń gorąco i serdecznie.
-Mamy sobie dużo do opowiedzenia. Może pójdziemy w jakieś lepsze miejsce? - zaproponowałam bez entuzjazmu.
-Nie wiem... Zostańmy tu, proszę... - powiedział ze strachem w oczach.
-Dobra, chodź se usiądziemy pod murkiem - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Teraz ja pełniłam rolę opiekuna, chociaż sama potrzebowałam kogoś, kto powiedział by, co mam robić. Opowiedziałam mu o wszystkim. Pominęłam tylko scenę przed kuchnią z Arkiem. Mówiłam o Krzyśku, o rodzicach, o moim przybyciu do Domu Awarbs, o Nabru, w końcu o ataku i ucieczce oraz hotelu pod Słonecznymi Kalafiorami no i o całym zajściu wraz z zostawieniem mnie przez Arka.
  Szymon wczuł się w moją opowieść.
-...No i w końcu przechodząc trafiłam tu i spotkałam ostatnią nadzieję na coś lepszego niż uciekanie samotnie, czyli ciebie - zakończyłam.
Chłopak wyglądał na poruszonego.
-Przepraszam, że tak zareagowałem - powiedział w końcu. -Nie wiedziałem kim jesteś i w ogóle myślałem, że przyszłaś się pośmiać ze mnie jak inni... A tu się okazało, że miałaś o wiele gorsze przeżycia niż ja.
-Rozumiem cię, nie zdziwiłam się twoim zachowaniem. Też bym tak zrobiła. Ale powiedziałeś teraz chyba coś istotnego... Z czego śmieją się ci "inni"?
Pomyślałam wtedy, że ludzie wiedzą o jego darze i uważają go za dziwadło. Przeraziła mnie ta myśl. Jeżeli moje przypuszczenia okazały by się prawdą, to z nim byłoby mi bardziej niebezpiecznie niż samej. Osoby nie powinny wiedzieć o rodzie Szymona. O nas, Awarbats. To naprowadziłoby tak czy inaczej Nabru na nasz ród, a tego byśmy nie chcieli.
   Z cierpliwością czekałam na jego odpowiedź. Chłopak wpartywał się przed siebie. Zmieniłam zdanie. To jednak chodzi o jego prywatne sprawy, które wyszły na jaw. Widać było, że nie bardzo chce o tym mówić i jest to dla niego trudne. W końcu zebrał się na odwagę, zrobił duży wdech i zaczął mówić, a ja już wiedziałam, że zapowiada się na dłuższą opowieść.
-Jak byłem mały, moi rodzice zginęli. Miałem wtedy jakieś 5 lat. Dalsza rodzina nie chciała mnie adoptować, dziadków nie znałem. Trafiłem do domu dziecka. Dorastałem tam, chodziłem do szkoły. Miałem też jakieś potyczki z innymi, jak każdy. Nic poważnego.Ale po skończeniu podstawówki nadeszło gimnazjum. Bałem się. Ale miałem duże ambicje i marzenia. Dałem podanie do bardzo dobrej szkoły. Jakie było moja radość, gdy przyszła wiadomość, że mnie przyjęli... Żaden z kolegów ani żadna z koleżanek nie szli tam ze mną. Zostałem w sumie sam. Rzucony na głęboką wodę. Ale chciałem dobrze się uczyć... Miałem skrytą nadzieje, że ktoś wtedy mnie zabierze z sierocińca. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Nadzieja słabła z dnia na dzień... Czas zbliżał się do rozpoczęcia roku w nowym gimnazjum. Jakie marzenia kłębiły się w mojej głowie! Żyłem tylko nimi. Muszę też ci coś powiedzieć - popatrzył na mnie i przęłknął ślinę. -Chciałem się zabić. Nie, nie, jeszcze nie wtedy. To było trochę później.
  Przeszył mnie dreszcz. Wstrzymałam oddech. Przeraziło mnie to, że chciał to zrobić. Jak można odebrać sobie największy skarb, jaki kiedykolwiek można dostać i dostaje się go raz? Szymon kontynuował.
-Przejdę już do rzeczy. Poszedłem do nowej szkoły. Wszyscy wydawali się przyjaźnie nastawieni i mili. Rozpoczęcie roku przyniosło ze sobą dużo nowych znajomości z nowymi osobami. Cieszyłem się tym. Zaprzyjaźniłem się nawet z kilkoma osobami. Chociaż słowo "zaprzyjaźniłem" należałoby wziąć w cudzysłowie. Ale o tym potem. Dogadywałem się z nimi nawet dobrze.Jednak potem zaczęły pojawiać się problemy. Ja rosłem no i ubrania nagle robiły się za małe. Nie miałem w co się ubierać, w domu dziecka nie było za dużo pieniędzy. Dostawałem tylko używane rzeczy po innych wychowankach. Raz musiałem chodzić w damskich butach sportowych, co oczywiście wszyscy zauważyli. Śmiali się ze mnie, a ja musiałem to znosić. Potem wydało się, że nie mam swojego domu. Byłem biedny, nie pasowałem do ludzi z tamtych ''sfer''. Tak więc wszyscy się ode mnie odwrócili i zostałem całkiem sam. Tacy z nich "przyjaciele". Czasem się tylko śmieją, ale szkoda, że nie ze MNĄ, tylko ze MNIE. Nikt ze mną nie rozmawia, nikt. Tylko jak wracam do sierocińca to zdarza się, że jakaś osoba przyjdzie do mnie. Ale większość ludzi z domu dziecka, których dobrze znałem i naprawdę się przyjaźniłem, zostali zabrani przez członków rodziny albo przydzieleni do zastępczych rodziców. Byłem (i z resztą dalej jestem) całkiem sam. No i dlatego planowałem samobójstwo. Ale nie odważyłem się tego zrobić. To było ponad moje siły. Dopiero niedawno odkryłem to, że mogę tworzyć ogień. Nikt o tym nie wie. Uciekłem zaraz po tym, jak niechcący podpaliłem dom dziecka. Nie chciałem tego zrobić... Od razu zacząłem to gasić, ale mało to dało. A potem wymknąłem się stamtąd. Jak tchórz. Nie miałem co ze sobą zrobić, teraz się ukrywam.
   To był koniec jego historii. Zapadła cisza. Myślałam nad jego wcześniejszymi losami. Biedny chłopak. Wychowywał się bez rodziców. A może to i dobrze? Przecież i tak by chcieli się go pozbyć. Ale on był sam, nie miał nikogo bliższego.  Moje przemyślenia przerwał jego niski głos.
-Musimy rozwiązać tą zagadkę Arka. Jestem pewien, że on nie chciał uciec, zostawiając cię.
-Dziękuję ci - powiedziałam sama zdziwiona swoimi słowami.
Byłam mu wdzięczna za wszystko, co w tak krótkiej chwili zdołał przede mną ukazać.
-Nie masz za co, jesteśmy z tej samej bajki, powinniśmy sobie pomagać - powiedział z uśmiechem.-Cieszę się, że cię spotkałem. Razem rozwiążemy nasze problemy. W końcu musi być lepiej.
-Wiem. Jak to się skończy, to wrócimy do Domu Awarbs i będziemy się razem szkolić. W tamtym miejscu jest cudownie... - rozmarzyłam się i zaczęłam mówić o Domu, jakbym mieszkała tam od zawsze. Po policzku spłynęła mi łza. Mimo wszystko byłam wrażliwą osobą. Po długim monologu opisującym piękno otoczenia Domu, jakim uraczyłam Szymona, zauważyliśmy ze zdziwieniem, że robi się ciemno. Zapytałam:
-Gdzie spędzasz noce, odkąd uciekłeś?
-Śpię w piwnicy opuszczonego domu. Urządziłem się tam nawet przytulnie. Chodź, zobaczysz jak jest.
Przeszliśmy kawałek dróżką i doszliśmy do betonowo-drewnianego budynku porośniętego bluszczem. Było wyraźnie widać, ze nikt tam nie mieszka od dawna. Ale jedno mnie zastanawiało. Taki dom w centrum wielkiego miasta i jednocześnie stolicy?
   Chłopak szarpnął zakurzone drzwi, które były na tyłach opuszczonego domu, prowadziło do nich wąskie i nieuczęszczane przejście. Otworzył je i naszym oczom ukazały się kamienne schody. Na suficie widać było pajęczyny i pokryte kurzem, stare lampy. Uderzył mnie chłód płynący z piwnicy wraz z zapachem ziemi i roślin. Bardzo bałam się pająków. Nie miałam arachnofobii ani nic, ale widok ruszającego się na sześciu nogach robaka mnie paraliżował. Nie rozglądałam się więc za bardzo. Zeszliśmy na sam dół. Szymon musiał otworzyć następne drewniane, brązowe drzwi. Przeszedł przez próg i zaświecił światło pstryczkiem po lewej stronie. Lekko wychyliłam głowę ku pomieszczeniu. Były tam rozłożone koce na podłodze, stara, szara,kanapa i dwa taborety, po prawej stronie leżała też duża, polakierowana na czarno skrzynia. Na ścianie była duża półka zapchana książkami. Na suficie wisiała żarówka.
Luksusów tu nie było, ale żyć się dało. Uspokoiłam się. Znów miałam nadzieję na lepsze jutro. Wkrótce razem rozwiążemy o co chodziło Arkowi z tym, żebym "nakarmiła psa". Wszystko się jeszcze ułoży. Położyłam na ziemi torbę, którą dźwigałam ze sobą przez cały czas. Odetchnęłam z ulgą. Poczułam, że wszystko znowu wróci na dobrą drogę. Nadzieja umiera ostatnia.

czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział X

   Po tym, jak przeczytałam list od Arka zaczęłam się pakować.
Ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania, stresu i nakładu wszystkich emocji naraz. Spojrzałam na zegarek. 4:51. Nie mogłam uwierzyć, że minęło tak dużo czasu... Dołowała mnie cała ta sytuacja. Do tego dochodziło jeszcze moje zmęczenie spowodowane niewyspaniem. Nie spałam od dobrych kilku godzin. Na siłach trzymało mnie tylko kilka kanapek zjedzonych jeszcze razem z Arkiem w kuchni.
   Drżącą ręką wrzuciłam na spód torby broń. Nie dość, że nie umiałam korzystać z mojego daru, byłam teraz sama zdana na siebie i umiejętność posługiwania się pistoletem od brata, to jeszcze mogłabym mieć problemy z władzą z tego powodu, co dla mnie nie bardzo byłoby korzystne w obecnej sytuacji. Wrzuciłam do czarnej sportowej torby ostatnie ubrania i rozglądając się po bokach zgięłam "list" od Arka i wsadziłam do kieszeni moich jeansów. Po tym, jak zrobiłam wszystkie te czynności, usiadłam zrezygnowana na łóżku. Dotarło do mnie, że nie wiem co teraz mam zrobić. Gdzie mam iść? Od pojawienia się w moim życiu Krzyśka w mojej głowie wiecznie są pytania, na które odpowiedzi zazwyczaj nie znam. Ale nigdy jeszcze nie pomyślałam, że wolałabym, żeby brat nie wrócił. A jednak teraz miałam wątpliwości... Życie byłoby prostsze bez tego.
Szybko odgoniłam od siebie tą myśl. Nie byłoby już mojego życia, gdyby nie Krzysiek!
Poczułam się podle. Jednak nie miałam wtedy czasu na rozmyślanie nad tym. Ważniejsza była ucieczka. Wstałam z łóżka i pogrążona w myślach, otępiona sytuacją, bez żadnego wyrazu twarzy sięgnęłam po kurtkę. Zarzuciłam ją na siebie, wzięłam torbę na ramię i ruszyłam do wyjścia.
   Położyłam rękę na klamce, i gdy już miałam otworzyć drzwi usłyszałam za sobą dźwięk. Dobiegał zza okna. Dźwięk uruchamianego silnika samochodu. Kto jeździ w środku nocy? Szybko podbiegłam do okna, auto już odjeżdżało. Wybiegłam z pokoju, przeskakując schodek po schodku dotaram na dół w kilkanaście sekund. Przebiegłam korytarz i doskoczyłam do drzwi wyjściowych. Szarpnęłam za nie, wyszłam na zimno w kolejne kilka sekund. I wystarczająco dużo sekund za późno... Zobaczyłam jedynie światła tylne samochodu, który już odjeżdżał. Nic poza tym.
Byłam wtedy bezsilna słaba, sama... Nikt nie mógł mi pomóc. Bo nikogo nie było obok.
   Stałam tak jeszcze przez chwilę na mrozie, sama nie wiem po co.Potem odwróciłam się, czując jak nie mam siły. Poszłam z powrotem do hotelu. Bezwiednie zamknęłam drzwi, a potem osunęłam się na ziemię. Zaczęły mnie nachodzić czarne myśli... Co gdyby ze sobą skończyć? Ciekawe, czy ktokolwiek byłby na moim pogrzebie. To wszystko mnie przerosło. Po kilku minutach rozmyślania w roztrzęsieniu o tym pomyślałam, że nie mogę tego zrobić. Krzysiek. Nie mogę mu tego zrobić... Postanowiłam wziąć się w garść.
Ociężale podniosłam się z podłogi. Szybkim, chwiejnym krokiem poszłam po raz ostatni do pokoju 713. Wcześniej nie wzięłam ze sobą torby, więc po nią wróciłam. Zobaczyłam otwarte drzwi do mojego pokoju. Musiałam zostawić je otwarte jak wybiegałam. W myślach skarciłam się za to. Nie mogę robić takich rzeczy samej sobie jeszcze w takich okolicznościach. Weszłam w końcu do pomieszczenia. Złapałam za bagaż, kurtkę i po cichu wyszłam z niego. Zeszłam po schodach, przeszłam po raz kolejny tej nocy przez korytarz. Wstąpiłam jeszcze na chwilkę do kuchni, bo pomyślałam, że coś do jedzenia przyda mi się. Wzięłam więc szybko coś z lodówki trzęsącymi rękami. Pospiesznie wymknęłam się budynku.
   Było już grubo po piątej. Niedługo miasto wstanie, słońce pojawi się na horyzoncie, a ja będę musiała uważać i schować się. Nastolatka w środku dnia z dużą torbą chodzącą po stolicy wyglądałaby dość podejrzanie.
   Dobra, czas ruszać - pomyślałam. Rozejrzałam się jeszcze ostatni raz po okolicy, popatrzyłam za siebie, na hotel, do którego już najprawdopodobniej nie mogłam wrócić. Wciągnęłam głęboko powietrze w płuca i szybko wypuściłam.
Zacisnęłam zęby. Czekała mnie ciężka przyszłość.

* * *

  Przechodząc pośpiesznie przez pasy zauważyłam, że ktoś za mną idzie. Albo to była moja wyobraźnia, albo facet w długim płaszczu mnie śledził. Odwróciłam szybko głowę. Mężczyzna patrzył właśnie na rozkład jazdy autobusów na przystanku. Przyspieszyłam kroku i skręciłam za najbliższy blok. Poczekałam tam chwilę, a potem wyjrzałam zza niego. Facet rozglądał się, popatrzył na zegarek. Z tego co zdążyłam zobaczyć, była to bardzo droga rzecz na ręce nieznajomego. Niecierpliwie na coś najwyraźniej czekał.
Popadam w paranoję...
Odetchnęłam i pomyślałam, że nie mogę każdego podejrzewać o śledzenie mnie, to byłoby dziwne zachowanie i mogłabym już całkiem zwariować!
   Mimo wszystko postanowiłam jednak zachować należytą ostrożność w zaistniałej sytuacji.
   Chciałam znowu być w swoim domu... Przy mamie, tacie, przyjaciółce - Łucji. Przez to wszystko coraz mnie o niej myślałam. Może to i dobrze, nie będzie miała przeze mnie problemów. Nie byłoby fajnie, gdyby ktoś na nią napadł przez osobę, której nawet nie pamięta. Wspomniałam sobie chwile spędzone z nimi wszystkimi, czasem śmiejąc się do siebie... Ale te chwile już nie wrócą. Wszystko się zmieniło, nawet ja. Pomyślałam, że muszę się odciąć od tamtej przeszłości i zacząć żyć w swoim świecie, gdzie wszystko jest możliwe i życie ludzi jest tylko małą cząstką prawdziwego świata, nie tego zwykłych ludzi.
   Teraz wspomniałam w myślach Krzyśka, Nicol i resztę... Nawet Oskara. Wszyscy tam zostali. Powinnam być teraz z nimi. W sumie powinnam być z nimi cały czas, w czasie walki, a po niej - żyć i pomagać innym lub zginąć jak prawdziwy członek rodu Awarbats. A ja uciekłam jak tchórz. Co prawda, bałam się. Bardzo. Cały czas się boję, ale muszę iść dalej. Wiem to i tego się trzymam - życie płynie dalej.
   Skończyłam do niczego nie idące rozmyślania o przeszłości. Szłam wtedy chodnikiem obok wielkich wieżowców. Przyspieszyłam kroku. Ujrzałam wschodzące słońce. Było piękne... Wystawało zza budynków i wylewało swoje pomarańczowo-czerwone promienie w moją stronę. Obłoki na błękitnym niebie były lekko zaczerwienione. Oddalone od siebie chmurki wyglądały cudownie. Pomyśleć, że taki widok w zimie się zdarza.
Musiałam jednak iść i nie zapatrywać się na takie rzeczy. Skręciłam w jakąś ciemną uliczkę wyłożoną kamieniami. Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie,skręciłam w prawo. Uliczkę teraz zacieniały drzewa z jednej strony i murowane czerwoną cegłą budynki z drugiej
Przeszłam kilkanaście kroków. Po zrobieniu ich musiałam się gwałtownie zatrzymać, bo zobaczyłam coś, czego nie mogłam zignorować. Chłopak lichej postury stał do mnie tyłem, lekko zgarbiony. Na sobie miał skórzaną kurtkę i niebieskie jeansy, czubek głowy pokrywały bardzo jasne włosy. Jednak nie to przykuło moją uwagę
  Przed nim widać było ogień. Nie był zwykły. Wypływał z rąk chłopca...

******************
Koniec następnego rozdziałuu ;D
Trochę mi się nie udał, ale jakoś ostatnio nie miałam czasu ani pomysłów ;// i przepraszam, że tak długo go nie było xd ale nie miałam weny ani internetu Hahaha XD
A teraz specjalnie dla was fragment, który wylądował w archiwum. Jest w nim kilkanascie (chyba 19) nazw serialów, całość nie ma za bardzo sensu, ale nudziło mi się xd

"(...) Pomyśleć, że taki widok w zimie się zdarza. Nieprawdopodobne, a jednak. Przypominało widok z lata. Wszystko opisałam kiedyś w moim pamiętniku z wakacji. W nim piszę wszystko, każde wydarzenie, trudne sprawy, moje emocje. A czasem, jak ukrywam prawdę przed kimś, to też ją opisuję. Ale dlaczego ja tak o wszystkim lubię pisać? Tego nie wiem. Moja pierwsza miłość nie wiedziała o pamiętniku. I dobrze, bo zdarzały się zdrady. Ale on o niczym nie wiedział i chciał ze mną być na dobre i na złe, jednak wszystko się skomplikowało i trafił na plebanię. Tam Ojciec Mateusz się nim zajął po stracie rodziców. Miał trafić do domu dziecka, ale Ojciec Mateusz przyjął go na plebanię, bo nie mógł znieść okrucieństwa, jakie stosowali wobec mojej miłości surowi rodzice. I tak właśnie nasze drogi się rozeszły. Jednak później spotkaliśmy się, a świat nabrał barw szczęścia podczas tego niezwykłego spotkania. Napisaliśmy wtedy na murach szkoły "A+T na zawsze" w serduszku, ale potem musieliśmy zmywać to płynem W-11, gdyż woźna się zorientowała. Zadzwoniła nawet, żeby przyjechali lekarze nas zbadać, czy wszystko dobrze, ale wymknęliśmy się. Mogły byc tego złe konsekwencje, ale to nie koniec świata! Poszliśmy wtedy do galerii, pochodziliśmy tam trochę i wyszliśmy. Spotkałam tam swoje przyjaciółki, które śmiały się z nas. To był dzień, który zmienił moje życie w dużym stopniu. Zaczęłam mieć gdzieś takie osoby. Razem z Tomkiem, bo tak się nazywał mój ukochany, poszliśmy do piekarni pana Darka. Obok przechodzili tez jego synowie, którzy byli w naszym wieku. Porozmawialismy chwilę, to naprawdę spoko ludzie. Razem z nimi wzięlismy sobie pączki za darmo. Pamiętam, jakby to było wczoraj."

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział IX

   Pobiegłam najszybciej jak mogłam na górę. Po przeskoczeniu przez ostatni schodek zatrzymałam się próbując uspokoić oddech i cicho skradając się po korytarzu. Teraz, kiedy atmosfera z romantecznej i luźnej zmieniła się w mroczną, wszystko wydało mi się straszne, podejrzane. Pochyłe ściany korytarza chyliły się w moją stronę, jakby chciały mnie zgnieść. Schowałam się za rogiem. Sama nie wiedziałam na co czekać ani czego się spodziewać. Usłyszałam jakąś kł kłótnię. Mężczyzna mówił na tyle głośno, że mogłam dosłyszeć urywki. Przysunęłam się bliżej.
-...Pomyślałaś, idiotko, że ktoś może cię usłyszeć a wtedy wpadniemy?!...
-Przecież nie chciałam!-odpowiedziała przerażonym, nerwowym głosem.-Ale wtargnąłeś tak nagle do pokoju... Jest środek nocy!
-Zapamiętaj sobie..-powiedział niskim głosem tracąc cierpliwość.-Ja mogę przyjść o każdej porze, w każdy dzień, kiedy tylko zechce. A ty...
Mężczyzna zniżył głos, a ja podsunęłam się bliżej pokoju. Drewniana podłoga zaskrzypiała pod moimi nogami. Musiałam się jak najszybciej i jak najciszej wycofać, bo nieznajomy podszedł do drzwi pokoju. Nacisnął klamkę powoli, a ja uskoczyłam za róg ściany wystającej pomiędzy pokojami. Po chwili poczułam na twarzy powiew, który spowodowały gwałtownie otwierane drzwi. Przytuliłam się bardziej do drewnianych desek ściany. Widziałam jego cień. Głowa najpierw poruszyła się w lewo, a potem w moją stronę. Mężczyzna zrobił krok w kierunku mnie. Moje serce prawie stanęło. Nie miałam szans z kimś takim w walce wręcz. Jego druga noga poruszyła się zbliżając o kolejne pół metra. Dzieliło nas już bardzo niewiele. Mógł mnie zobaczyć zaraz, teraz, za kilka sekund. Wciągnęłam powietrze.
   -Co ty robisz...?
To był głos kobiety z pokoju. Facet odwrócił się i wszedł do pomieszczenia.
-Nic, wydawało mi się, że... Z resztą, nieważne.
Ledwo mnie nie odkrył. Byłoby po mnie, gdyby nie ona.
-No a ty pamiętaj-dokończył swoją wcześniejszą wypowiedź-Masz czas do niedzieli, do 13:15. Jeżeli nie zrobisz swojego zadania, to wiesz co będzie. Narazie!
Mężczyzna wyszedł trzaskając drzwiami. Przeszedł tuż obok mnie, ale szedł tak szybko i stanowczo, że nawet nie zauważył chowającej się dziewczyny. Zdążyłam mu się przyjrzeć. Tak myślałam, że znam ten głos i tą posturę. Chyba nawet niedawno go słyszałam. Tak. Byłam już tego pewna.
Joseph H'akim.

* * *

   Po rozmyślaniach co on tu robił, dlaczego jej groził i co kobieta ma zrobić, wreszcie przyszło mi o zastanawianie się, GDZIE JEST AREK?
Zostawił mnie? Tak po prostu? Nie poszedł za mną ani nic, bo co? Bo się bał? Nie wierzyłam, że od tak mógł zostawić mnie samej sobie w niebezpieczeństwie.
Teraz już nie wiedziałam co jest ważniejsze. Joseph w Słonecznych Kalafiorach czy zachowanie Arka? Mimo wszystko postanowiłam najpierw zejść na dół i zobaczyć, czy chłopak tam jest.
  Ostrożnie zeszłam schodami na parter. Dalej miałam w środku strach, bałam się. Na dole sprawdziłam cicho czy jest tam nieprzyjaciel. Nikogo nie zobaczyłam ani w recepcji, ani w kuchni, ani nigdzie indziej. Poczułam się pewniej, ale nie do końca. Rozejrzałam się jeszcze raz, zaglądnęłam chyba w każdy zakątek. Nie było Arka, co mnie niepokoiło, ale nie było też podejrzanego Joseph'a A'kim, co było dość pocieszające. Przygryzłam mocno wargę. Co mogło się z nim stać?
   Wszystko kotłowało mi się w głowie. Tak wiele pytań dotyczących dwóch spraw połączonych jednak ze sobą. Czy tylko czasem i miejscem wydarzeń, czy może czymś jeszcze? Co wspólnego ma zniknięcie Arka i przybycie, grożenie kobiecie, zachowywanie ostrożności tutaj Joseph'a? Nie wiedziałam. Ale musiałam się dowiedzieć.
   Pobiegłam do naszego pokoju numer 713 i szybko otworzyłam drzwi. Wielki podmuch wiatru popchnął je w moją stronę. Ledwo co zdołałam je zamknąć wchodząc do środka. Co jest? Okno otwarte na oścież wywołało ten wiatr. Było też przez to zimno w pokoju. Nie przypominałam sobie, żebyśmy zostawiali w takim stanie to pomieszczenie, nie otwieraliśmy okien. Tylko jedna osoba mogła to zrobić.
Arek.
Tylko zostaje pytanie: kiedy i po co? Rozglądnęłam się po pokoju. Wszystko było jak wcześniej. Podeszłam do okna i zamknęłam je. Właśnie wtedy zauważyłam coś, co przykuło moją uwagę. Pomiędzy parapetem a ścianą była szparka, a w niej coś innego. Jakaś kartka. Drżącą ręką wyjęłam ją i rozchyliłam. Ledwo co udało mi się odczytać pospiesznie napisany atramentem list.

"Gdy odczytasz ten list,
ja będę już daleko.
Wybacz mi.
Musisz uciec-sama.
Trzymaj się Ania,
Przepraszam
Arek"

Rozczarowałam się tym listem bardzo. Co to miało znaczyć?!
Doczytałam jeszcze końcówkę.

"PS nie zapomnij nakarmić psa."

O CO MU, DO CHOLERY, CHODZI?!
Nie mam żadnego psa, on zostawił mnie tu samą z głupim, przeprosinowym liścikiem i z (prawdopodobnie) wskazówką, której nie rozwiążę od tak.
Dziękuję Arek, bardzo dziękuję!

Nie rozumiem płci męskiej. I chyba
nie zrozumiem nigdy.

* * *
No i takim stwierdzeniem kończę rozdział już IX ;). Przepraszam, że taki krótki i że tak długo go nie było, ale miałam totalny zanik pomysłów XD
Pozdrawiam wszystkich czytelników <3
<W następnym rozdziale powinno się wszystko wyjaśnić :D>

piątek, 31 stycznia 2014

LIEBSTER BLOG AWARD

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana do LIEBSTER BLOG AWARD przez Weronikę (niektore-rzeczy-sa-wieczne.blogspot.com) i Olę (juliet-opentanapisarka.blogspot.com). Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona nominacją obu dziewczyn, naprawdę dużo to dla mnie znaczy [mój zaciesz zaraz po zobaczeniu Waszych komentarzy :D], dziękuję :)
Czym jest Liebster Blog Award?
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu pytań należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Oto pytania, które dostałam od Weroniki:

1. Ulubiony bohater książkowy?
Percy Jackson

2. Ostatnio przeczytana książka?
Arthur Conan Doyle "Przygody Sherlocka Holmesa"

3. Znak zodiaku?
Bliźnięta

4. Ostatnio usłyszana piosenka?
System Of A Down - Metro

5. Masz rodzeństwo?
Mam, starszego brata i siostrę.

6. Plany na przyszłość?
Jest ich naprawdę bardzo dużo :)
Mam wiele zainteresowań-gitara, aktorstwo, kabaret, gotowanie, sport amatorskie śpiewanie i tańczenie, ale najbardziej kocham pisanie i chyba to będę chciała robić w życiu w przyszłości. Oczywiście chcę też założyć rodzinę i żyć w spokojnej, pięknej okolicy, gdzie będę mogła pisać, pisać i pisać ;).

7. Co sprawiło, że założyłaś bloga?
Potrzebowałam przelać emocje w opowiadanie, a jak już zaczęłam pisać to pomyślałam: może założę bloga, nikt nie będzie wiedział, które sytuacje wydarzyły się naprawdę w moim życiu, a co tylko wymyśliłam. To daje duże możliwości i wytchnienie.

8. Dlaczego prowadzisz bloga o takiej tematyce?
Fantastyka. To ona pozwala mi połączyć życie prywatne z moją wielką wyobraźnią. Mogę opisać wszystko co tylko przyjdzie mi do głowy wplatając to w historię o Ani. Dlaczego akurat temat o dziewczynie, która musi przełamać się, uciec od przeszłości i zacząć nowe życie, magiczne życie? Ponieważ to dodaje mi odwagi na przyszłość, co się już stało, to tego nie zmienię, trzeba pogodzić się z przeszłością i zacząć żyć teraz. Nigdy nie przestać żyć, czyli nigdy nie poddać się naciskom innych, nie dać się zniszczyć. W opowieści o Ani ma to dosłowne znaczenie, ale w życiu jest ono przenośnią.
Podsumowując: fantastyka jest najlepszym sposobem na opisanie siebie i oderwanie od rzeczywistości.

9. Z czym nigdy się nie rozstajesz? 
Z kluczami od domu :D

10. Ulubiony cytat?
"Kiedy życie daje ci cytrynę, upiecz ciasto cytrynowe."

11. Książka, która najbardziej zapadła ci w pamięć? Dlaczego ta?
"Kląwa Tygrysa" autorstwa Colleen Houck. Tą książkę po protu kocham! Zapamiętałam ją najbardziej ze wszystkich przeczytanych przeze mnie książek (a było ich dużo :D), dlatego, że gdy ją czytałam, to byłam w całkiem innym świecie. Przenosiłam się do tamtych chwil całą duszą i trudno było mi się oderwać. Była też całkiem w moim stylu-fantastyka, romase, nastolatka w podróży, wszystko napisane tak, jak właśnie lubię. Przeczytałam trzy części już... Właśnie, muszę kupić czwartą, podobno już wyszła :P.
Każdej dziewczynie bardzo gorąco polecam tą książkę.

Uff skończyłam ;)
Teraz jeszcze pytania od Oli:

1. Co Cię pcha do przodu?
Najbardziej to przyjaciele, którzy są przy mnie, marzenia, które chcę spełnić, zdarzenia, nadające życiu sens. Motywacje, to, gdy ktoś pokazuje mi, że warto iść dalej, że trzeba dążyć do celu, nie poddać się. To, co pcha mnie dalej, to też świadomość, że gdy przejdę przez różne trudności może być już dobrze, choć wiem, że zawsze pojawiają się problemy, ale to jest naturalne.
Nadzieja.

2. Bez czego nie wyobrażasz sobie przyszłości?
Bez przyjaciół, muzyki, jedzenia (hehe), miłości.
3. Jak będzie wyglądać twoja przyszłość?
Nie wiem, nikt nie wie :) wszystko może potoczyć się inaczej, niż planuję. Wszystko może się zmienić.

4. Za kim najbardziej tęsknisz?
Nad tym pytaniem musiałam zastanowić się dłuższy czas, bo tak naprawdę nie ma osób, za którymi bardzo tęsknię, wszyscy są obok. W końcu pomyślałam o jedej osobie.  osobie, która jest jak moja przyjaciółka, siostra, najlepszy krytyk, która jest no jak ja xd Bardzo, bardzo chciałabym ją w końcu zobaczyć.

5. Jak często łapiesz się na kłamstwie?
Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym.

6. Największe marznie?
Szczęście.

7. Ulubiona gra?
Moja własna, w którą grał i wygrał pan Grzegorz Napieralski osobiście. 
8. Od kiedy prowadzisz bloga?
Od końca grudnia xd

9. Rzecz, która wniosła coś do twojego życia?
Odkrycie w sobie pasji, które mam zamiar rozwijać.

10. Największy błąd?
Nie wiem, co było moim największym błędem, chyba wyobrażanie sobie za wiele w danej sytuacji xd

11. Czego żałujesz?
Żaluję tego, że nie mam dużo czasu na pisanie, czytanie, że cały czas mi go brakuje i nie mogę go znaleźć wśród szkolnych i domowych obowiązków. Jestem niestety bezsilna wobec tych czynników ;D i muszę się pogodzić z tymi dwoma, trzema godzinami czasu na pisanie w tygodniu roboczym.

Teraz, kiedy już odpowiedziałam podam blogi, które zostały przeze mnie nominowane (kolejność nie ma żadnego znaczenia):
1. http://opentanapisarka.blogspot.com/?m=1
2. http://powerinthemask.blogspot.com/?m=1
3. http://prawda-klamstwo.blogspot.com/?m=1
4. http://uciekacnadno.blogspot.com/?m=1
5. http://podtwojaobrona.blogspot.com/?m=1
6. http://from-hate-to-love-is-only-one-step.blogspot.com/?m=1
8. http://it-starts-with-a-melody.blogspot.com/?m=1
Przepraszam, że tak mało, ale więcej ciekawych blogów nie znam (i tak niektóre z wymienionych dopiero poznałam xd).

A to są moje pytania ;D:
1. Co Cię natchnęło do napisania opowiadania na taki właśnie temat?
2. Co motywuje cię do dalszego pisania?
3. Jakie jest Twoje drugie imię?
4. Jakich sytuacji w życiu nie lubisz najbardziej?
5. Kiedy najlepiej Ci się pisze?
6. Skąd czerpiesz inspirację?
7. Jakie są twoje zainteresowania?
8. Gdzie najbardziej lubisz tworzyć?
9. Jakie są pozytywne strony życia?
10. Co jest według ciebie najważniejsze w życiu?
11. Co dodaje Ci wiary w siebie?

Do pytania 9. Polecam wypisanie jak najwięcej, w chwilach zdołowania, kiedy nie chce się żyć, warto popatrzeć na nie, od razu robi się lepiej :)

Dziękuję jeszcze raz za nominacje :)
Pozdrawiam, Hania

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział VIII

   Obudziłam się. Leżałam we własnym łóżku w moim domu. Moim starym, rodzinnym domku.
-Ania, zejdź no na dół! Śniadanie zaraz całkiem ci wystygnie!
To był głos mojej mamy. "Co jest?!"-zapytałam sama siebie. Przecież Awarbats, Nabru... Nie mogłam sobie tego wszystkiego wyśnić albo wymyślić. Krzysiek...! Mój brat. On.. nie żyje? A to wszystko był sen? Nie, niemożliwe! To wszystko musiało dziać się naprawdę. Usiadłam na łóżku rozglądając się po pokoju. Wszystko było takie samo jak przed moją ucieczką, wszystko leżało tam, gdzie pamiętam.
-Ania! Długo mam cię jeszcze wołać?
Co teraz? Myślałam gorączkowo. Co mam robić? Ruszyłam ze swojego pokoju do kuchni. Mama stała tyłem do mnie mieszając coś w patelni. Odwróciła się powoli, powoli, a ja zobaczyłam jej twarz, która była pokryta krwią. Krzyknęłam i chciałam uciekać, ale nie mogłam ruszyć się z miejsca, byłam przerażona.
-No, no, Aniu. Chyba się mnie nie boisz, co?
Podeszła bliżej wyszczerzając zęby i skoczyła w moją stronę. Zamknęłam oczy.
   -Nie, nie, mamo! Proszę! Nie! Mamo!
Usłyszałam inny głos.
-Ciii, ciiicho, wszystko jest dobrze, jesteś bezpieczna. Wzzystko dobrze...
Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam Arka. To był tylko koszmar.
-Arek...
Przytulił mnie mocno i powtarzał, że jest ze mną, że wszystko jest dobrze, że jesteśmy w Słonecznych Kalafiorach...
Gdy już się uspokoiłam, to rozejrzałam się po pokoju. Było ciemno.
-Która godzina?
-Yyy...-Zaskoczony chłopak spojrzał na zegarek.-W pół do drugiej. Jeszcze śpij, dużo czasu do świtu.
-Nie chce już zasypiać. Nie chce przeżyć tego koszmaru po raz drugi.
-Co ci się śniło?
Opowiedziałam krótko co i jak, a on tylko objął mnie ramieniem.
-Czy ona taka naprawdę może być? Moja mama? Przecież ja ją kocham... a raczej kochałam...
-Wszystko będzie dobrze, serio, jesteś bezpieczna, a o rodzinie najlepiej zapomnieć.
"To znaczy tak"-pomyślałam.
-Nie mówmy już o tym, ok?
-Nie ma sprawy-powiedział Arek uśmiechając się do mnie ciepło.-Zapomnijmy o tym.
-Tak, zapomnijmy...- powiedziałam, a po chwili dodałam-Przepraszam, że cię obudziłam.
-Nie spałem.
-Co? W ogóle nie spałeś? Dlaczego?
-Nie mogłem zasnąć... ciągle myślałem o tym wszystkim... To nie jest takie proste, Ania. Wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej, kiedy przyszłaś do Domu Awarbs.
-Czyli?
-Mamy te same dary, przewidywanie uczuć innych.
-No tak... Tylko ja za bardzo nie wiem, jak się nim posługiwać i w ogóle, to na sylwestra to jakoś samo wyszło, teraz nie wiem jak to zrobić...
-Spokojnie, tamto było pod wpływem emocji i napięcia, też miałem to uczucie, poćwiczymy jes,cze razem i nauczysz się w pełni z niego korzystać, mamy czas.
-Właśnie. Ile mamy tu jeszcze zostać?
-Nie wiem, musimy się dowiedzieć co z resztą... Jeżeli są już w miarę bezpieczni, przyślą tu kogoś, żeby nas powiadomić. Krzysiek powinien wiedzieć, gdzie jesteśmy.
-A co jeżeli Krzyśka już... nie...-rozpłakałam się na samą myśl o tym, że brat mógł zginąć.-nie ma?
-Nie myśl tak, Aniu, kochana, wszystko jest pewnie w porządku, Krzysiek jest silny, nie da się tak łatwo obezwładnić i powalić, spokojnie Aniu-zapewniał mnie obejmując i kołysząc, aż się uspokoiłam.
-Przepraszam... Arek... Teraz jestem dla ciebie kłopotem... Musisz się mną zajmować...
-Nawet tak nie myśl. Zabraniam ci-przestał mnie tulić i usiadł naprzeciwko łapiąc mnie za ramiona i tym samym zmuszając, żebym popatrzyła mu w jego głębokie, brązowe oczy.-Nie jesteś moim kłopotem. To dla mnie sama przyjemność przebywać w twoim towarzystwie, rozmawiać z tobą i robić wszystko, żebyś była bezpieczna, tak? A teraz otrzyj twarz z łez i uśmiechnij się.
Zaczęłam błądzić oczami to na dół, to na jego pocieszną twarz, w końcu roześmiałam się.
-Dziękuję.
-Ależ proszę bardzo. Czy teraz pani, panno Anno, zechce przejść się w towarzystwie mojej osoby do kuchni, żeby uraczyć się jakimś produktem spożywczym?-zapytał z powagą i aktorską dostojnością godną księcia. Roześmiałam się głośno, a potem opanowując wielkie rozbawienie odpowiedziałam:
-Ależ oczywiście, panie Arkadiuszu, że zechcę przejść się z panem ku jadalni, aby coś spożyć.
-Więc chodźmy, bo już głodny jestem-powiedział ze śmiechem, a ja również śmiałam się jak głupia.
Mimo, że był środek nocy, to w niektórych pokojach było zaświecone światło, które wychodziło ze szpar spod drzwi.
-Co oni robią w środku nocy?-spytałam szeptem zdziwiona.
-Ci, co tu są... niekoniecznie muszą być... do końca... yyy... normalni.
-To są Awarbats?-nic już nie rozumiałam.-Czy zwykli ludzie?
-Żaden zwykły człowiek tu nie trafia...
-Mówiłeś, że tylko Nabru nie mają tu wstępu-przerwałam mu.
-...Zwykły nie, tylko ten zagubiony-dokończył.
-Czyli że co? Że tutaj są osoby, które się zgubiły?
-Zagubiły w życiu.
Przeszliśmy do końca pochyłych ścian korytarza i doszliśmy do schodów.
-I co oni tu robią..?
-Mieszkają, rozmawiają z innymi, a jak wreszcie zrozumieją, że warto żyć, wtedy idą i szukają szczęścia.
-Skąd wiedzą, że mają tu iść?-powiedziałam stawiając nogę na kolejny niższy schodek. Dla mnie to wszystko wydawało się chore i niemożliwe. No, ale przypomniało mi się...:w końcu to ja byłam z rodu Awarbats.
-Po prostu wiedzą. A ty, skąd masz dar?
-Dobra, rozumiem, ale mimo wszystko to jest jak dla mnie dziwne. A co jeżeli Nabru poczułby się zagubiony czy coś..?
-Nabru są jak zwierzęta. To nie ludzie. W ludziach zawsze jest cząstka dobra, a w nich tego nie ma-powiedział z chłodem i oschłością.
Nie odpowiedziałam. Właśnie zeszliśmy z ostatniego stopnia na parter. Przeszliśmy przez korytarz dochądząc do jakiegoś pomieszczenia. Domyśliłam się, że to zapewne kuchnia.
-Ile razy tu byłeś?-zapytałam trochę głośniej.
-Kilka razy..-powiedział szukając włącznika światła. W końcu natrafił na niego ręką i wcisnął, a w pokoju zrobiło się jasno.
Kuchnia była małym, przytulnym pokojem, na środku stał stół na drewnianych nogach i z ceratą w czerwoną kratę. Polewej stronie była kuchenka przylegająca do kafelków w kremowym kolorze, obok stała duża zmywarka, a koło niej był zlew. Po prawej stronie znajdowały się brązowe szafki, jedna na górze była oszklona, widać było w niej kieliszki i szklanki. Na samym końcu zobaczyłam wysoką, szeroką, szarą lodówkę. No marzenie. Szczególnie jak jest się głodnym w środku nocy.
-No to-zaczął Arek z uśmiechem zacierając ręce-co jemy?
-Hahaha, wszystko co jest!-odpowiedziałam z przesadzonym zapałem.
Chłopak podszedł do lodówki i otworzył ją. Wyjął masło, jakieś wędliny, pomidora, sałtę, a potem wyłożył je na stół. Znowu odwrócił się w stronę mebli i przyniósł chleb i bułki.
-Voilá! Do stołu podano!-powiedział teatralnie i z akcentem na ostatnie sylaby.
Wybuchłam śmiechem. Szynkę, kilka warzyw i pieczywo potraktował jak królewskie jedzenie. Zaiste, gdy jest się głodnym, każda potrawa jest najlepsza. Arek wyjął dwa małe tależe w nebieskie wzory i położył jeden przede mnie, drugi obok.
   Jedliśmy w kuchni opowiadając sobie różne anegdoty z życia i śmiejąc się przy tym jak opentani, chłopak nawet zrobił mi herbatę, nastawiając wcześniej w starym, blaszanym czajniku wodę. Było naprawdę miło. Lubiłam jego poczucie humoru, to, jak potrafił mnie uspokoić i pocieszyć. Naprawdę bardzo to wszystko doceniałam.
Kiedy jedzenie już zniknęło ze stołu, z gorącej herbaty umknęła ostatnia chmurka pary, a my poczuliśmy się senni, wstaliśmy z krzeseł. Ruszyliśmy do wyjścia.
   Gdy byliśmy już przed schodami, Arek przytrzymał mnie za rękę.
-Czekaj. Ania, cały czas chcę ci coś powiedzieć...-serce zaczęło mi głośno dudnić po raz drugi.-Bo.. Ja cię po prostu kocham! Kocham cię, Ania, naprawdę.
Uśmechnęłam się szeroko przybliżając do niego, a on delikatnie ujął moją twarz. Nasze ciała zbliżyły się do siebie, a moje serce wariowało. Emocje, dużo emocji, tych pozytywnych, było własnie teraz we mnie i ciągle rosły.
-Arek-szepnęłam i odczekałam kilka setnych sekudny, sekundę, dwie, nie wiem ile, wydawało mi się to tak długim czasem.-Ja ciebie też.
Gdy nasze usta były oddalone od siebie o milimetry, kiedy dzieliło nas tak niewiele od pocałunku, jak patrzyliśmy sobie głęboko w oczy... coś nam przerwało. To był krzyk kobiety. Z jej wrzasku można było usłyszeć, że jest przerażona.
-Arek, coś się tam stało!-powiedziałam głośno i wbiegłam po schodach zapominając o tej romantycznej sytuacji.
Teraz najważnejsze było dotrzeć do źródła krzyku i zobaczyć, co się tam dzieje, a w razie czego nawet i poświęcić życie lub zdrowie.
Byłam przygotowana na najgorsze.

* * *

Tak zakańczam VIII rozdział, trochę długo go nie było (za co BARDZO przepraszam xd), ale naprawdę nie miałam za wiele czasu. Bardzo dziękuję raz jeszcze za nominacje od Oli i Weroniki :D
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru. :)