niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział IX

   Pobiegłam najszybciej jak mogłam na górę. Po przeskoczeniu przez ostatni schodek zatrzymałam się próbując uspokoić oddech i cicho skradając się po korytarzu. Teraz, kiedy atmosfera z romantecznej i luźnej zmieniła się w mroczną, wszystko wydało mi się straszne, podejrzane. Pochyłe ściany korytarza chyliły się w moją stronę, jakby chciały mnie zgnieść. Schowałam się za rogiem. Sama nie wiedziałam na co czekać ani czego się spodziewać. Usłyszałam jakąś kł kłótnię. Mężczyzna mówił na tyle głośno, że mogłam dosłyszeć urywki. Przysunęłam się bliżej.
-...Pomyślałaś, idiotko, że ktoś może cię usłyszeć a wtedy wpadniemy?!...
-Przecież nie chciałam!-odpowiedziała przerażonym, nerwowym głosem.-Ale wtargnąłeś tak nagle do pokoju... Jest środek nocy!
-Zapamiętaj sobie..-powiedział niskim głosem tracąc cierpliwość.-Ja mogę przyjść o każdej porze, w każdy dzień, kiedy tylko zechce. A ty...
Mężczyzna zniżył głos, a ja podsunęłam się bliżej pokoju. Drewniana podłoga zaskrzypiała pod moimi nogami. Musiałam się jak najszybciej i jak najciszej wycofać, bo nieznajomy podszedł do drzwi pokoju. Nacisnął klamkę powoli, a ja uskoczyłam za róg ściany wystającej pomiędzy pokojami. Po chwili poczułam na twarzy powiew, który spowodowały gwałtownie otwierane drzwi. Przytuliłam się bardziej do drewnianych desek ściany. Widziałam jego cień. Głowa najpierw poruszyła się w lewo, a potem w moją stronę. Mężczyzna zrobił krok w kierunku mnie. Moje serce prawie stanęło. Nie miałam szans z kimś takim w walce wręcz. Jego druga noga poruszyła się zbliżając o kolejne pół metra. Dzieliło nas już bardzo niewiele. Mógł mnie zobaczyć zaraz, teraz, za kilka sekund. Wciągnęłam powietrze.
   -Co ty robisz...?
To był głos kobiety z pokoju. Facet odwrócił się i wszedł do pomieszczenia.
-Nic, wydawało mi się, że... Z resztą, nieważne.
Ledwo mnie nie odkrył. Byłoby po mnie, gdyby nie ona.
-No a ty pamiętaj-dokończył swoją wcześniejszą wypowiedź-Masz czas do niedzieli, do 13:15. Jeżeli nie zrobisz swojego zadania, to wiesz co będzie. Narazie!
Mężczyzna wyszedł trzaskając drzwiami. Przeszedł tuż obok mnie, ale szedł tak szybko i stanowczo, że nawet nie zauważył chowającej się dziewczyny. Zdążyłam mu się przyjrzeć. Tak myślałam, że znam ten głos i tą posturę. Chyba nawet niedawno go słyszałam. Tak. Byłam już tego pewna.
Joseph H'akim.

* * *

   Po rozmyślaniach co on tu robił, dlaczego jej groził i co kobieta ma zrobić, wreszcie przyszło mi o zastanawianie się, GDZIE JEST AREK?
Zostawił mnie? Tak po prostu? Nie poszedł za mną ani nic, bo co? Bo się bał? Nie wierzyłam, że od tak mógł zostawić mnie samej sobie w niebezpieczeństwie.
Teraz już nie wiedziałam co jest ważniejsze. Joseph w Słonecznych Kalafiorach czy zachowanie Arka? Mimo wszystko postanowiłam najpierw zejść na dół i zobaczyć, czy chłopak tam jest.
  Ostrożnie zeszłam schodami na parter. Dalej miałam w środku strach, bałam się. Na dole sprawdziłam cicho czy jest tam nieprzyjaciel. Nikogo nie zobaczyłam ani w recepcji, ani w kuchni, ani nigdzie indziej. Poczułam się pewniej, ale nie do końca. Rozejrzałam się jeszcze raz, zaglądnęłam chyba w każdy zakątek. Nie było Arka, co mnie niepokoiło, ale nie było też podejrzanego Joseph'a A'kim, co było dość pocieszające. Przygryzłam mocno wargę. Co mogło się z nim stać?
   Wszystko kotłowało mi się w głowie. Tak wiele pytań dotyczących dwóch spraw połączonych jednak ze sobą. Czy tylko czasem i miejscem wydarzeń, czy może czymś jeszcze? Co wspólnego ma zniknięcie Arka i przybycie, grożenie kobiecie, zachowywanie ostrożności tutaj Joseph'a? Nie wiedziałam. Ale musiałam się dowiedzieć.
   Pobiegłam do naszego pokoju numer 713 i szybko otworzyłam drzwi. Wielki podmuch wiatru popchnął je w moją stronę. Ledwo co zdołałam je zamknąć wchodząc do środka. Co jest? Okno otwarte na oścież wywołało ten wiatr. Było też przez to zimno w pokoju. Nie przypominałam sobie, żebyśmy zostawiali w takim stanie to pomieszczenie, nie otwieraliśmy okien. Tylko jedna osoba mogła to zrobić.
Arek.
Tylko zostaje pytanie: kiedy i po co? Rozglądnęłam się po pokoju. Wszystko było jak wcześniej. Podeszłam do okna i zamknęłam je. Właśnie wtedy zauważyłam coś, co przykuło moją uwagę. Pomiędzy parapetem a ścianą była szparka, a w niej coś innego. Jakaś kartka. Drżącą ręką wyjęłam ją i rozchyliłam. Ledwo co udało mi się odczytać pospiesznie napisany atramentem list.

"Gdy odczytasz ten list,
ja będę już daleko.
Wybacz mi.
Musisz uciec-sama.
Trzymaj się Ania,
Przepraszam
Arek"

Rozczarowałam się tym listem bardzo. Co to miało znaczyć?!
Doczytałam jeszcze końcówkę.

"PS nie zapomnij nakarmić psa."

O CO MU, DO CHOLERY, CHODZI?!
Nie mam żadnego psa, on zostawił mnie tu samą z głupim, przeprosinowym liścikiem i z (prawdopodobnie) wskazówką, której nie rozwiążę od tak.
Dziękuję Arek, bardzo dziękuję!

Nie rozumiem płci męskiej. I chyba
nie zrozumiem nigdy.

* * *
No i takim stwierdzeniem kończę rozdział już IX ;). Przepraszam, że taki krótki i że tak długo go nie było, ale miałam totalny zanik pomysłów XD
Pozdrawiam wszystkich czytelników <3
<W następnym rozdziale powinno się wszystko wyjaśnić :D>

3 komentarze:

  1. Arek ty SZMATO!!! :@
    Ja ob mógł zostawić Anie, w takim momencie?!
    Nie on by tego nie zrobił, ktoś musiał go porwać i napisać to za niego...
    Kocham cię i dziękuję za życzenia Ola :$
    Wiesz jak wyleczyć brak weny?

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę bardzo za życzenia, ja cb też
    A co do weny xd niestety nie wiem, sama ostatnio wgl nie mam pomysłów na kolejne rozdziały, ale mam nadzieję, że to przyjdzie, być może nagle, w jakimś momencie :D
    Pozdr Hania

    OdpowiedzUsuń
  3. Szósteczka gotowa wpadaj! :*

    OdpowiedzUsuń