Ania wbiegła na górę po schodach. Chciałem za nią pobiec, lecz coś szarpnęło mną za kark. Mocno. Upadłem ledwie bezgłośnie na dywan, który leżał na korytarzu od lat. W głowie mi wirowało, nie mogłem skupić się na tym, co mam robić. Chciałem wstać, ale bezskutecznie, chciałem biec, jednak nie byłem w stanie. Chciałem pomóc, a tylko zmrużyłem powieki i zasnąłem, a raczej straciłem świadomość. Nie trwało to zbyt długo, gdyż ktoś zarzucił mnie bez problemu na plecy. Nie mogłem stawić oporu, nie próbowałem nawet - wiedziałem, że to by tylko mnie jeszcze bardziej osłabiło. Powoli docierały do mnie informacje. Nabru mnie porwali. Słyszałem o tym już. Słyszałem o wielkiej kotłowni z żelaznymi ścianami, o kominach z dymem, żarze w piecach, a wszystko to pod przykrywką jakiegoś zakładu. Nabru nie byli wcale głupi. Jednak my też nie. My mieliśmy do tego przyjaźń, miłość i ludzkie uczucia do innych. To wywyższało nas ponad bezlitosnych Nabru.
Siłacz wrzucił mnie do samochodu.
- Masz nie robić żadnych numerów, bo nie będę się z tobą tak delikatnie obchodzić.
- Mhm... To niby było delikatnie? - mruknąłem pod nosem bardziej do siebie niż do niego.
- A chcesz zobaczyć jak byłoby inaczej? Czy raczej nasza porcelanowa laleczka rozbiłaby się na kawałeczki, gdybym ją nieostrożnie położył? - zadrwił cieniutkim głosem, a potem przybrał jego zwykłą niską barwę. - Nie dyskutuj, młody, bo to nie jest zabawa. Każdy z nas już długo czeka. A ty nam pomożesz...
- Nie mam zamiaru!
- ... czy tego chcesz, czy nie.
Postanowiłem nie tracić dłużej czasu na kłótnie z tym facetem. Musiałem jakoś ostrzec Anię. Nie mogłem jej bezradnie zostawić. Poczułem się już lepiej, myśli w końcu układały się logicznie. Jak gdyby nigdy nic zapytałem:
- Czemu nie jedziemy?
- Czekamy na Pana.
To mi zupełnie wystarczyło. Miałem czas.
★ ★ ★
Strażnik usiadł za kierownicą, ja zostałem z tyłu. Przeszukałem wzrokiem auto, czy będzie tam coś przydatnego do zrobienia wiadomości. Nic. Pusto. Sprawdziłem nawet pod siedzeniami. Potem sięgnąłem do kieszeni. Szukałem ręką, aż w końcu znalazłem. Zwitek białej kartki spoczywał w lewej kieszeni. Teraz jeszcze tylko coś do pisania... Po krótkim czasie dostrzegłem długopis. Leżał na siedzeniu obok kierowcy. Musiałem improwizować.
- Co to było?!?!?! - wrzasnąłem cienkim głosem.
- Gdzie?
- Tam! No tam!!! Za oknem! Jakieś zwierzę!
- Ehh - wzdychnął mężczyzna i ze zrezygnowaniem wysiadł.
To wystarczyło. Rzuciłem się po długopis i wyskoczyłem w pół sekundy z auta. Szaleńczym biegiem wrzeszczałem udając, że coś mnie goni. Po chwili schowałem się w krzakach jak najciszej umiałem. Nawet oddychać starałem się bezgłośnie. Położyłem kawałek kartki na kolanie i zacząłem pisać. Nie mogłem napisać nic konkretnego - wiedziałem, że w każdym momencie strażnik może mnie znaleźć i przeczytać. Najpierw napisałem osobiste sprawy.
Gdy odczytasz ten list, ja będę już daleko. Wybacz mi.
Musisz uciec-sama.
Trzymaj się Ania,
Przepraszam
Arek
Pomyślałem znowu o budynku stworzonego przez Nabru i starałem się przypomnieć sobie jak najwięcej z opowieści. Był z metalu... miał żelazne drzwi... a przed nimi buda. Tak, buda psa - wielkiego, z kolczastą obrożą. Podobno nikt nie wydostał się z tamtąd przez niego. Musiałem jakoś ją przed tym ostrzec. Być może niejasno, ale wystarczająco, żeby była na baczności w każdej sytuacji.
PS nie zapomnij nakarmić psa.
Więcej nie dało się przekazać, kartka była za mała. Zgiąłem papier na kilka razy i złożyłem na nim pocałunek.
- Obyś wyszła z tego cało, Aniu... - szepnąłem niemal niedosłyszalnie. - Wybacz..!
Podeszłem pod okno naszego pokoju. Usłyszałem za sobą ciężkie kroki.
- A ty co tu robisz?! Miałeś siedzieć na dupie, a nie uciekać jak idiota! Mówiłem: teraz nie będę się z tobą tak delikatnie obchodzić. Mam nadzieję, że zrozumiałeś, powtarzać nie będę, nędzny szczylu.
- Wystraszyłem się tego, co było za oknem! I uciekłem. A teraz się zatrzymałem, wiesz... za potrzebą.
- Ty mi kitu nie wciskaj, gówniarzu i mów co się wyprawia!
Schowałem liścik za plecami, ściskając go w pięści.
- Co tam chowasz?
- Ja? Nic takiego... Chciałem się tylko pożegnać z dziewczyną...
- Pokaż! Na pewno kłamiesz. Chciałes ostrzec tą swoją "damę".
- Nie!
- Oddawaj, już!
Nie miałem wyjścia, dałem mu kartkę. Rozwinął ją, przeczytał, po czym zaśmiał się szyderczo.
- Jednak nie jesteś taki głupi, żeby ją ostrzegać. Wiedziałbys, ze to skończyłoby się twoją śmiercią.
- Mogę już to wrzucić do naszego pokoju?
- Masz, szczylu - rzucił we mnie moim własnym listem. - Bo się twoja panienka zaniepokoi, co? A takiej nieczystej nie będziemy potrzebować. Byle szybko. Pan może zaraz wrócić.
- OK, wejdę do naszego pokoju po tych schodach, zostawię wiadomość i wrócę...
- Nikt ma cię nie zobaczyć, szczylu, bo pożałujesz tego. Mocno pożałujesz. Kapiszi?
- Wiadomo.
- Daję ci pół minuty. Jak nie wrócisz w tym czasie, pójdę po ciebie i nie będzie tak przyjemnie, gnojku. Żadnych wykrętów.
Od mojej ucieczki z samochodu minęły zaledwie 4 minuty. Szybko wskoczyłem na metalowe schody poprowadzone na zewnątrz budynku. Trzeszczały, kiedy przeskakiwałem po kilka na raz. Po sekundach docierało do mnie, jaką głupotę robię. Mogłem równie dobrze zabrać Anię i uciec z nią. A biegłem tam tylko po to, żeby zostawić głupawą wiadomość. Strażnik był tak tempy, że nawet nie zorientowałby się, gdybym coś dopisał do kartki. Ale czym?
Co za żałosna, beznadziejna sytuacja. Pędziłem wprost do pokoju. Musiałem jakoś zwrócić jej uwagę na ten list. Otworzyłem okno i włożyłem na parapet kartkę. Żeby nie tracić czasu, wyskoczyłem. I tym właśnie zamknąłem szanse na ratunek. Co za idiota ze mnie. Kierował mną strach. Ania, przepraszam. Nie zapamiętałem prawie nic z mojej nagłej "wycieczki" do pokoju. Wbiegłem, zostawiłem list, wyskoczyłem. Tyle.
★ ★ ★
Znów siedziałem na fotelu w zimnym samochodzie. Po chwili przyszedł "Pan", jak nazywał go facet strażnik. Nie miałem jak mu się przyjrzeć, siedział tyłem. Rozmawiali przez chwilkę szeptem, potem ruszyliśmy. Ktoś podał mi do ust coś do picia. Byłem spragniony, nie myślałem o tym, co piję, po prostu przełknąłem płyn. Po krótkim czasie odpłynąłęm w pełen koszmarów sen.
★ ★ ★
Koniec tego rozdziału xd
Tym razem poznajemy tożsamość i przemyślenia Arka, kiedy nastąpiło rozstanie z Anią, wydarzenia z jego perspektywy.
Mówią, że 13 to pechowa liczba ;D może coś w tym jest? Ten rozdział na pewno nie był szczęśliwy, przynajmniej dla bohatera tej historii - Arka xD
Na koniec daję mały cytat:
" - Pomyślałem tylko... taki mały dzieciak, kto za nim pójdzie? On się tutaj marnuje. Ale kiedy pisze, nikt nie widzi, jaki jest mały. Nikt nie zna jego wieku."
~ Orson Scott Card, z książki "Cień Endera"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz