środa, 22 stycznia 2014

Rozdział VIII

   Obudziłam się. Leżałam we własnym łóżku w moim domu. Moim starym, rodzinnym domku.
-Ania, zejdź no na dół! Śniadanie zaraz całkiem ci wystygnie!
To był głos mojej mamy. "Co jest?!"-zapytałam sama siebie. Przecież Awarbats, Nabru... Nie mogłam sobie tego wszystkiego wyśnić albo wymyślić. Krzysiek...! Mój brat. On.. nie żyje? A to wszystko był sen? Nie, niemożliwe! To wszystko musiało dziać się naprawdę. Usiadłam na łóżku rozglądając się po pokoju. Wszystko było takie samo jak przed moją ucieczką, wszystko leżało tam, gdzie pamiętam.
-Ania! Długo mam cię jeszcze wołać?
Co teraz? Myślałam gorączkowo. Co mam robić? Ruszyłam ze swojego pokoju do kuchni. Mama stała tyłem do mnie mieszając coś w patelni. Odwróciła się powoli, powoli, a ja zobaczyłam jej twarz, która była pokryta krwią. Krzyknęłam i chciałam uciekać, ale nie mogłam ruszyć się z miejsca, byłam przerażona.
-No, no, Aniu. Chyba się mnie nie boisz, co?
Podeszła bliżej wyszczerzając zęby i skoczyła w moją stronę. Zamknęłam oczy.
   -Nie, nie, mamo! Proszę! Nie! Mamo!
Usłyszałam inny głos.
-Ciii, ciiicho, wszystko jest dobrze, jesteś bezpieczna. Wzzystko dobrze...
Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam Arka. To był tylko koszmar.
-Arek...
Przytulił mnie mocno i powtarzał, że jest ze mną, że wszystko jest dobrze, że jesteśmy w Słonecznych Kalafiorach...
Gdy już się uspokoiłam, to rozejrzałam się po pokoju. Było ciemno.
-Która godzina?
-Yyy...-Zaskoczony chłopak spojrzał na zegarek.-W pół do drugiej. Jeszcze śpij, dużo czasu do świtu.
-Nie chce już zasypiać. Nie chce przeżyć tego koszmaru po raz drugi.
-Co ci się śniło?
Opowiedziałam krótko co i jak, a on tylko objął mnie ramieniem.
-Czy ona taka naprawdę może być? Moja mama? Przecież ja ją kocham... a raczej kochałam...
-Wszystko będzie dobrze, serio, jesteś bezpieczna, a o rodzinie najlepiej zapomnieć.
"To znaczy tak"-pomyślałam.
-Nie mówmy już o tym, ok?
-Nie ma sprawy-powiedział Arek uśmiechając się do mnie ciepło.-Zapomnijmy o tym.
-Tak, zapomnijmy...- powiedziałam, a po chwili dodałam-Przepraszam, że cię obudziłam.
-Nie spałem.
-Co? W ogóle nie spałeś? Dlaczego?
-Nie mogłem zasnąć... ciągle myślałem o tym wszystkim... To nie jest takie proste, Ania. Wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej, kiedy przyszłaś do Domu Awarbs.
-Czyli?
-Mamy te same dary, przewidywanie uczuć innych.
-No tak... Tylko ja za bardzo nie wiem, jak się nim posługiwać i w ogóle, to na sylwestra to jakoś samo wyszło, teraz nie wiem jak to zrobić...
-Spokojnie, tamto było pod wpływem emocji i napięcia, też miałem to uczucie, poćwiczymy jes,cze razem i nauczysz się w pełni z niego korzystać, mamy czas.
-Właśnie. Ile mamy tu jeszcze zostać?
-Nie wiem, musimy się dowiedzieć co z resztą... Jeżeli są już w miarę bezpieczni, przyślą tu kogoś, żeby nas powiadomić. Krzysiek powinien wiedzieć, gdzie jesteśmy.
-A co jeżeli Krzyśka już... nie...-rozpłakałam się na samą myśl o tym, że brat mógł zginąć.-nie ma?
-Nie myśl tak, Aniu, kochana, wszystko jest pewnie w porządku, Krzysiek jest silny, nie da się tak łatwo obezwładnić i powalić, spokojnie Aniu-zapewniał mnie obejmując i kołysząc, aż się uspokoiłam.
-Przepraszam... Arek... Teraz jestem dla ciebie kłopotem... Musisz się mną zajmować...
-Nawet tak nie myśl. Zabraniam ci-przestał mnie tulić i usiadł naprzeciwko łapiąc mnie za ramiona i tym samym zmuszając, żebym popatrzyła mu w jego głębokie, brązowe oczy.-Nie jesteś moim kłopotem. To dla mnie sama przyjemność przebywać w twoim towarzystwie, rozmawiać z tobą i robić wszystko, żebyś była bezpieczna, tak? A teraz otrzyj twarz z łez i uśmiechnij się.
Zaczęłam błądzić oczami to na dół, to na jego pocieszną twarz, w końcu roześmiałam się.
-Dziękuję.
-Ależ proszę bardzo. Czy teraz pani, panno Anno, zechce przejść się w towarzystwie mojej osoby do kuchni, żeby uraczyć się jakimś produktem spożywczym?-zapytał z powagą i aktorską dostojnością godną księcia. Roześmiałam się głośno, a potem opanowując wielkie rozbawienie odpowiedziałam:
-Ależ oczywiście, panie Arkadiuszu, że zechcę przejść się z panem ku jadalni, aby coś spożyć.
-Więc chodźmy, bo już głodny jestem-powiedział ze śmiechem, a ja również śmiałam się jak głupia.
Mimo, że był środek nocy, to w niektórych pokojach było zaświecone światło, które wychodziło ze szpar spod drzwi.
-Co oni robią w środku nocy?-spytałam szeptem zdziwiona.
-Ci, co tu są... niekoniecznie muszą być... do końca... yyy... normalni.
-To są Awarbats?-nic już nie rozumiałam.-Czy zwykli ludzie?
-Żaden zwykły człowiek tu nie trafia...
-Mówiłeś, że tylko Nabru nie mają tu wstępu-przerwałam mu.
-...Zwykły nie, tylko ten zagubiony-dokończył.
-Czyli że co? Że tutaj są osoby, które się zgubiły?
-Zagubiły w życiu.
Przeszliśmy do końca pochyłych ścian korytarza i doszliśmy do schodów.
-I co oni tu robią..?
-Mieszkają, rozmawiają z innymi, a jak wreszcie zrozumieją, że warto żyć, wtedy idą i szukają szczęścia.
-Skąd wiedzą, że mają tu iść?-powiedziałam stawiając nogę na kolejny niższy schodek. Dla mnie to wszystko wydawało się chore i niemożliwe. No, ale przypomniało mi się...:w końcu to ja byłam z rodu Awarbats.
-Po prostu wiedzą. A ty, skąd masz dar?
-Dobra, rozumiem, ale mimo wszystko to jest jak dla mnie dziwne. A co jeżeli Nabru poczułby się zagubiony czy coś..?
-Nabru są jak zwierzęta. To nie ludzie. W ludziach zawsze jest cząstka dobra, a w nich tego nie ma-powiedział z chłodem i oschłością.
Nie odpowiedziałam. Właśnie zeszliśmy z ostatniego stopnia na parter. Przeszliśmy przez korytarz dochądząc do jakiegoś pomieszczenia. Domyśliłam się, że to zapewne kuchnia.
-Ile razy tu byłeś?-zapytałam trochę głośniej.
-Kilka razy..-powiedział szukając włącznika światła. W końcu natrafił na niego ręką i wcisnął, a w pokoju zrobiło się jasno.
Kuchnia była małym, przytulnym pokojem, na środku stał stół na drewnianych nogach i z ceratą w czerwoną kratę. Polewej stronie była kuchenka przylegająca do kafelków w kremowym kolorze, obok stała duża zmywarka, a koło niej był zlew. Po prawej stronie znajdowały się brązowe szafki, jedna na górze była oszklona, widać było w niej kieliszki i szklanki. Na samym końcu zobaczyłam wysoką, szeroką, szarą lodówkę. No marzenie. Szczególnie jak jest się głodnym w środku nocy.
-No to-zaczął Arek z uśmiechem zacierając ręce-co jemy?
-Hahaha, wszystko co jest!-odpowiedziałam z przesadzonym zapałem.
Chłopak podszedł do lodówki i otworzył ją. Wyjął masło, jakieś wędliny, pomidora, sałtę, a potem wyłożył je na stół. Znowu odwrócił się w stronę mebli i przyniósł chleb i bułki.
-Voilá! Do stołu podano!-powiedział teatralnie i z akcentem na ostatnie sylaby.
Wybuchłam śmiechem. Szynkę, kilka warzyw i pieczywo potraktował jak królewskie jedzenie. Zaiste, gdy jest się głodnym, każda potrawa jest najlepsza. Arek wyjął dwa małe tależe w nebieskie wzory i położył jeden przede mnie, drugi obok.
   Jedliśmy w kuchni opowiadając sobie różne anegdoty z życia i śmiejąc się przy tym jak opentani, chłopak nawet zrobił mi herbatę, nastawiając wcześniej w starym, blaszanym czajniku wodę. Było naprawdę miło. Lubiłam jego poczucie humoru, to, jak potrafił mnie uspokoić i pocieszyć. Naprawdę bardzo to wszystko doceniałam.
Kiedy jedzenie już zniknęło ze stołu, z gorącej herbaty umknęła ostatnia chmurka pary, a my poczuliśmy się senni, wstaliśmy z krzeseł. Ruszyliśmy do wyjścia.
   Gdy byliśmy już przed schodami, Arek przytrzymał mnie za rękę.
-Czekaj. Ania, cały czas chcę ci coś powiedzieć...-serce zaczęło mi głośno dudnić po raz drugi.-Bo.. Ja cię po prostu kocham! Kocham cię, Ania, naprawdę.
Uśmechnęłam się szeroko przybliżając do niego, a on delikatnie ujął moją twarz. Nasze ciała zbliżyły się do siebie, a moje serce wariowało. Emocje, dużo emocji, tych pozytywnych, było własnie teraz we mnie i ciągle rosły.
-Arek-szepnęłam i odczekałam kilka setnych sekudny, sekundę, dwie, nie wiem ile, wydawało mi się to tak długim czasem.-Ja ciebie też.
Gdy nasze usta były oddalone od siebie o milimetry, kiedy dzieliło nas tak niewiele od pocałunku, jak patrzyliśmy sobie głęboko w oczy... coś nam przerwało. To był krzyk kobiety. Z jej wrzasku można było usłyszeć, że jest przerażona.
-Arek, coś się tam stało!-powiedziałam głośno i wbiegłam po schodach zapominając o tej romantycznej sytuacji.
Teraz najważnejsze było dotrzeć do źródła krzyku i zobaczyć, co się tam dzieje, a w razie czego nawet i poświęcić życie lub zdrowie.
Byłam przygotowana na najgorsze.

* * *

Tak zakańczam VIII rozdział, trochę długo go nie było (za co BARDZO przepraszam xd), ale naprawdę nie miałam za wiele czasu. Bardzo dziękuję raz jeszcze za nominacje od Oli i Weroniki :D
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru. :)

2 komentarze:

  1. Lalalala zaciesz mam! Areczek wreszcie z Anią!!!, ale nie uważasz że trochę za wcześnie? Nie no jak mogłaś mi zakłócić scenę pocałunku?!?! Chcę ją widzieć zaraz teraz now :P Jak cóś to ja Ola Pisarka, ale zmieniłam nazwę ;) Wiesz trzeba czasem coś urozmaicić w życiu :P Kocham Ola :$

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak też myślę, że za wcześnie, no ale co tam! Kto młodym miłości zabroni? Hahaha :D Już jestem w moim świecie. No a pocałunek trzeba było przerwać, no bo za wcześnie heh xd Trochę się pokomlikuje, ale co przezwycięży miłość? Nic? A może jednak ;D
      Pozdrowionka, Hania

      Usuń