niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział XI

   Ogień wypływał z rąk chłopca.  Patrzyłam na to zszokowana. On musiał być jednym z nas, Awarbats. Dziwnie się poczułam... Stał do mnie tyłem, nawet nie wiedział o mojej obecności. Pomyślałam, że jak mnie zobaczy, to zacznie uciekać, bo poczuje się w zagrożeniu obcej osoby. Równie dobrze mogłabym być śmiertelnym zagrożeniem dla niego. Oddychałam nawet jak najciszej myśląc gorączkowo jak się zachować. Przypomniałam sobie swój dar. Mogłam wniknąć w uczucia chłopaka i zobaczyć jak zareaguje... Musiałam spróbować. Skupiłam się na nim próbując nie zaśmiecać swojego umysłu innymi myślami. Odczekałam chwilę. Nic. Żadne uczucia nie doszły do mnie. O dziwo chłopak dalej nie zorientował, że jestem w pobliżu. Spróbowałam jeszcze raz przewidzieć, co poczuje. I tym razem mi nie wyszło... Postanowiłam więc po prostu podejść do niego i porozmawiać, moje życie od tamtej chwili mogło się bardzo zmienić.
-Cześć, jestem Ania... - powiedziałam głosem dość cichym.
Chłopak od razu gwałtownie się odwrócił.
   Twarz miał niepasującą do lichej sylwetki. Jego rysy twarzy były ostre i podejrzliwe. Ale nie strachliwe ani groźne. Oczy były hipnotyzująco niebieskie. Na oko był trochę straszy ode mnie.
-Czego chcesz? - zapytał niskim głosem. Ostatnia iskierka z jego dłoni zniknęła w powietrzu.
-Chcę ci pomóc, jestem z ro...
-Nie potrzebuję żadnej pomocy - przerwał mi lodowatym głosem.
-Jesteś inny, i ja też. Masz dar.
-Nie wiem o czym mówisz - urwał krótko.
Chłopak ruszył chcąc mnie minąć.
-Zaczekaj!!! - spróbowałam go zatrzymać i mówiłam jak najszybciej. -Jestem z rodu Awarbats tak jak ty, mamy duże problemy i wyszło na to, że jestem sama, bo mnie zostawili, no i dziwnym trafem spotykam teraz ciebie, chłopaka z ogniem w rękach i wiem, że jesteś taki jak my! Proszę, pomóżmy sobie nawzajem... - powiedziałam z żalem i bliska płaczu, przypominając sobie wszystko i myśląc, że chłopak może mnie po prostu zignorować.
Jasnowłosy stanął wpół kroku tyłem do mnie. Podeszłam bliżej chcąc nawiązać z nim lepszy kontakt. Położyłam delikatnie rękę na jego ramieniu. Myślałam, że strzepnie moją dłoń. On okazał się jednak wrażliwy i powiedział:
-Wiedziałem, że jestem inny... Ale nie myślałam, że takich osób jak ja jest więcej.
Odetchnęłam z ulgą. Była nadzieja na zaprzyjaźnienie się z tym nieznajomym. Postanowiłam najpierw się otworzyć i poznać go lepiej.
-Jestem Ania.
Wyciągnęłam do niego rękę, patrząc ze zrozumieniem w jego głębokie, błękitne oczy.
-Szymon.
Uścisnął moją dłoń gorąco i serdecznie.
-Mamy sobie dużo do opowiedzenia. Może pójdziemy w jakieś lepsze miejsce? - zaproponowałam bez entuzjazmu.
-Nie wiem... Zostańmy tu, proszę... - powiedział ze strachem w oczach.
-Dobra, chodź se usiądziemy pod murkiem - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Teraz ja pełniłam rolę opiekuna, chociaż sama potrzebowałam kogoś, kto powiedział by, co mam robić. Opowiedziałam mu o wszystkim. Pominęłam tylko scenę przed kuchnią z Arkiem. Mówiłam o Krzyśku, o rodzicach, o moim przybyciu do Domu Awarbs, o Nabru, w końcu o ataku i ucieczce oraz hotelu pod Słonecznymi Kalafiorami no i o całym zajściu wraz z zostawieniem mnie przez Arka.
  Szymon wczuł się w moją opowieść.
-...No i w końcu przechodząc trafiłam tu i spotkałam ostatnią nadzieję na coś lepszego niż uciekanie samotnie, czyli ciebie - zakończyłam.
Chłopak wyglądał na poruszonego.
-Przepraszam, że tak zareagowałem - powiedział w końcu. -Nie wiedziałem kim jesteś i w ogóle myślałem, że przyszłaś się pośmiać ze mnie jak inni... A tu się okazało, że miałaś o wiele gorsze przeżycia niż ja.
-Rozumiem cię, nie zdziwiłam się twoim zachowaniem. Też bym tak zrobiła. Ale powiedziałeś teraz chyba coś istotnego... Z czego śmieją się ci "inni"?
Pomyślałam wtedy, że ludzie wiedzą o jego darze i uważają go za dziwadło. Przeraziła mnie ta myśl. Jeżeli moje przypuszczenia okazały by się prawdą, to z nim byłoby mi bardziej niebezpiecznie niż samej. Osoby nie powinny wiedzieć o rodzie Szymona. O nas, Awarbats. To naprowadziłoby tak czy inaczej Nabru na nasz ród, a tego byśmy nie chcieli.
   Z cierpliwością czekałam na jego odpowiedź. Chłopak wpartywał się przed siebie. Zmieniłam zdanie. To jednak chodzi o jego prywatne sprawy, które wyszły na jaw. Widać było, że nie bardzo chce o tym mówić i jest to dla niego trudne. W końcu zebrał się na odwagę, zrobił duży wdech i zaczął mówić, a ja już wiedziałam, że zapowiada się na dłuższą opowieść.
-Jak byłem mały, moi rodzice zginęli. Miałem wtedy jakieś 5 lat. Dalsza rodzina nie chciała mnie adoptować, dziadków nie znałem. Trafiłem do domu dziecka. Dorastałem tam, chodziłem do szkoły. Miałem też jakieś potyczki z innymi, jak każdy. Nic poważnego.Ale po skończeniu podstawówki nadeszło gimnazjum. Bałem się. Ale miałem duże ambicje i marzenia. Dałem podanie do bardzo dobrej szkoły. Jakie było moja radość, gdy przyszła wiadomość, że mnie przyjęli... Żaden z kolegów ani żadna z koleżanek nie szli tam ze mną. Zostałem w sumie sam. Rzucony na głęboką wodę. Ale chciałem dobrze się uczyć... Miałem skrytą nadzieje, że ktoś wtedy mnie zabierze z sierocińca. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Nadzieja słabła z dnia na dzień... Czas zbliżał się do rozpoczęcia roku w nowym gimnazjum. Jakie marzenia kłębiły się w mojej głowie! Żyłem tylko nimi. Muszę też ci coś powiedzieć - popatrzył na mnie i przęłknął ślinę. -Chciałem się zabić. Nie, nie, jeszcze nie wtedy. To było trochę później.
  Przeszył mnie dreszcz. Wstrzymałam oddech. Przeraziło mnie to, że chciał to zrobić. Jak można odebrać sobie największy skarb, jaki kiedykolwiek można dostać i dostaje się go raz? Szymon kontynuował.
-Przejdę już do rzeczy. Poszedłem do nowej szkoły. Wszyscy wydawali się przyjaźnie nastawieni i mili. Rozpoczęcie roku przyniosło ze sobą dużo nowych znajomości z nowymi osobami. Cieszyłem się tym. Zaprzyjaźniłem się nawet z kilkoma osobami. Chociaż słowo "zaprzyjaźniłem" należałoby wziąć w cudzysłowie. Ale o tym potem. Dogadywałem się z nimi nawet dobrze.Jednak potem zaczęły pojawiać się problemy. Ja rosłem no i ubrania nagle robiły się za małe. Nie miałem w co się ubierać, w domu dziecka nie było za dużo pieniędzy. Dostawałem tylko używane rzeczy po innych wychowankach. Raz musiałem chodzić w damskich butach sportowych, co oczywiście wszyscy zauważyli. Śmiali się ze mnie, a ja musiałem to znosić. Potem wydało się, że nie mam swojego domu. Byłem biedny, nie pasowałem do ludzi z tamtych ''sfer''. Tak więc wszyscy się ode mnie odwrócili i zostałem całkiem sam. Tacy z nich "przyjaciele". Czasem się tylko śmieją, ale szkoda, że nie ze MNĄ, tylko ze MNIE. Nikt ze mną nie rozmawia, nikt. Tylko jak wracam do sierocińca to zdarza się, że jakaś osoba przyjdzie do mnie. Ale większość ludzi z domu dziecka, których dobrze znałem i naprawdę się przyjaźniłem, zostali zabrani przez członków rodziny albo przydzieleni do zastępczych rodziców. Byłem (i z resztą dalej jestem) całkiem sam. No i dlatego planowałem samobójstwo. Ale nie odważyłem się tego zrobić. To było ponad moje siły. Dopiero niedawno odkryłem to, że mogę tworzyć ogień. Nikt o tym nie wie. Uciekłem zaraz po tym, jak niechcący podpaliłem dom dziecka. Nie chciałem tego zrobić... Od razu zacząłem to gasić, ale mało to dało. A potem wymknąłem się stamtąd. Jak tchórz. Nie miałem co ze sobą zrobić, teraz się ukrywam.
   To był koniec jego historii. Zapadła cisza. Myślałam nad jego wcześniejszymi losami. Biedny chłopak. Wychowywał się bez rodziców. A może to i dobrze? Przecież i tak by chcieli się go pozbyć. Ale on był sam, nie miał nikogo bliższego.  Moje przemyślenia przerwał jego niski głos.
-Musimy rozwiązać tą zagadkę Arka. Jestem pewien, że on nie chciał uciec, zostawiając cię.
-Dziękuję ci - powiedziałam sama zdziwiona swoimi słowami.
Byłam mu wdzięczna za wszystko, co w tak krótkiej chwili zdołał przede mną ukazać.
-Nie masz za co, jesteśmy z tej samej bajki, powinniśmy sobie pomagać - powiedział z uśmiechem.-Cieszę się, że cię spotkałem. Razem rozwiążemy nasze problemy. W końcu musi być lepiej.
-Wiem. Jak to się skończy, to wrócimy do Domu Awarbs i będziemy się razem szkolić. W tamtym miejscu jest cudownie... - rozmarzyłam się i zaczęłam mówić o Domu, jakbym mieszkała tam od zawsze. Po policzku spłynęła mi łza. Mimo wszystko byłam wrażliwą osobą. Po długim monologu opisującym piękno otoczenia Domu, jakim uraczyłam Szymona, zauważyliśmy ze zdziwieniem, że robi się ciemno. Zapytałam:
-Gdzie spędzasz noce, odkąd uciekłeś?
-Śpię w piwnicy opuszczonego domu. Urządziłem się tam nawet przytulnie. Chodź, zobaczysz jak jest.
Przeszliśmy kawałek dróżką i doszliśmy do betonowo-drewnianego budynku porośniętego bluszczem. Było wyraźnie widać, ze nikt tam nie mieszka od dawna. Ale jedno mnie zastanawiało. Taki dom w centrum wielkiego miasta i jednocześnie stolicy?
   Chłopak szarpnął zakurzone drzwi, które były na tyłach opuszczonego domu, prowadziło do nich wąskie i nieuczęszczane przejście. Otworzył je i naszym oczom ukazały się kamienne schody. Na suficie widać było pajęczyny i pokryte kurzem, stare lampy. Uderzył mnie chłód płynący z piwnicy wraz z zapachem ziemi i roślin. Bardzo bałam się pająków. Nie miałam arachnofobii ani nic, ale widok ruszającego się na sześciu nogach robaka mnie paraliżował. Nie rozglądałam się więc za bardzo. Zeszliśmy na sam dół. Szymon musiał otworzyć następne drewniane, brązowe drzwi. Przeszedł przez próg i zaświecił światło pstryczkiem po lewej stronie. Lekko wychyliłam głowę ku pomieszczeniu. Były tam rozłożone koce na podłodze, stara, szara,kanapa i dwa taborety, po prawej stronie leżała też duża, polakierowana na czarno skrzynia. Na ścianie była duża półka zapchana książkami. Na suficie wisiała żarówka.
Luksusów tu nie było, ale żyć się dało. Uspokoiłam się. Znów miałam nadzieję na lepsze jutro. Wkrótce razem rozwiążemy o co chodziło Arkowi z tym, żebym "nakarmiła psa". Wszystko się jeszcze ułoży. Położyłam na ziemi torbę, którą dźwigałam ze sobą przez cały czas. Odetchnęłam z ulgą. Poczułam, że wszystko znowu wróci na dobrą drogę. Nadzieja umiera ostatnia.

1 komentarz:

  1. Ej, znalazłam wreszcie link twojego bloga i jestem, a tym mi tu rozdzielasz Aneka?
    Nie ładnie :P
    Szymon wara od ani, bo przejdę i z tobą"ładnie" pogadam xD
    Kocham i zapraszam do sb, Ola :$

    OdpowiedzUsuń