poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział III

   Krzysiek pomógł wyjść mi z samochodu. Objął mnie wokół pasa, żebym nie upadła. Lekko kulałam na lewą nogę, brat szedł podtrzymując mnie z drugiej strony. Dróżką wyłożoną kamieniami zbliżaliśmy się do domu. Im byliśmy bliżej, tym było wyraźniej słychać rozmowy różnych osób. Podeszliśmy do wielkich, drewnianych drzwi, a właściwie wrót z wielką kołatką. Krzysiek zastukał nim jakiś rytm, a potem drzwi się otworzyły. Stał za nimi wysoki szatyn. Spojrzałam w górę, prosto w jego oczy. Były koloru brązowego. Zerknął na mnie, a ja szybko opuściłam wzrok. Na oko miał jakieś 17 lat.
-Cześć, nazywam się Arek.
Wyciągnął do mnie rękę i uśmiechnął się szeroko. Uścisnęliśmy sobie dłoń.
-Ania.
-Oprowadzić cię po domu?
Krzysiek wtrącił się, gdy już chciałam się zgodzić.
-Ekhem, Ania jest zmęczona, musi iść się położyć.
-Mieliście...
-...Nieprzyjemne spotkanie. Szczegóły opowiem potem-dokończył mój brat. Postanowiłam nie pytać, nie miałam na to siły, chciałam tylko się położyć i zasnąć. W głowie czułam pulsujący ból. Złapałam się ręką w bolące miejsce. Poczułam, że dotykam czegoś płynnego. Skrzywiłam się. Wyciągnęłam rękę przed siebie. Tak jak się spodziewałam była na niej moja własna krew.
-Chodź, musimy iść do pomieszczenia szpitalnego cię opatrzyć.
Weszliśmy do budynku. Większość osób była w moim wieku, trochę młodsza lub starsza. Wszyscy przyglądali nam się z ciekawością, gdy przechodziliśmy obok rozmowy ucichały, niektórzy okazywali milczące zrozumienie, inni tylko patrzyli beznamiętnie, niektórzy witali się z Krzyśkiem. Dziewczyna o rudych, prostych włosach, piegowatej twarzy i szczupłej sylwetce podeszła do nas i przywitała się:
-Hej! Nicol jestem.
Uśmiechnęłam się do niej blado.
-Krzysiek, idź coś zjeść, ja zaprowadzę ją do pokoju-powiedziała nowa znajoma ze szczerym uśmiechem. Krzysiek nie był zbyt szczęśliwy na ten pomysł.
-No nie wiem...
-Idź -powiedziałam - już wystarczająco się zmęczyłeś.
Pocałowałam go w policzek. Nicol objęła mnie tak jak brat wcześniej tylko delikatniej. Najpierw poszłyśmy do pokoju szpitalnego. Była to duża sala z kilkoma łóżkami i zasłonami. Był też tam pokój ze wszystkimi potrzebnymi do opatrunków rzeczami. Właśnie tam poszłyśmy i pielęgniarka nakleiła mi kawał plastra na głowę. Wyszłyśmy. Nakierowałyśmy się w stronę drewnianych schodów.
-Kim jest dla ciebie Krzysiek? Jak wychodził wtedy z Domu był bardzo zestresowany -spytała dość nieśmiało rudowłosa.
-To mój brat.
Dziewczyna okazywała lekkie zdziwienie.
-Brat? Myślałam, że jesteście parą.
Zaśmiałam się, co, jak się zaraz okazało, było bolesne dla moich mięśni ciała.
   Wchodziłyśmy powoli po schodach. W końcu dotarłyśmy na pierwsze piętro. Było tam wiele drzwi z numerami id 1-30. Zauważyłam, że brakuje pokojów z numerami 25 i 12. Po chwili zrozumiałam, że to ma związek z datą.
-Twój pokój to ten.
Wskazała mi drzwi z numerem 11 i podała mi klucz. Szczrze mówiąc nie wiem skąd on wziął jej się w dłoni. Podeszłam, przekręciłam kluczyk wielkości kciuka w zamku i nacisnęłam na klamkę. Przede mną ukazał się wspaniały pokój. Jego ściany były zrobione z białego, brzozowego drewna. Przymknęłam oczy i wciągnęłam głeboko powietrze. Jego naturalny zapach uderzył w moje nozdrza, a ja poczułam się jakbym mieszkała tu od zawsze. Otworzyłam szerzej drzwi. Zobaczyłam, że pokój jest przyjemnie mały. Po lewej stronie stało jedoosobowe łóżko z kołdrą w niebieskim kolorze ułożoną na nim nie pozostawiając żadnego zagięcia. Biała poduszka w błękitne groszki leżała na górze, za nią była rzeźbiona w kwiaty rama z brązowego drewna.
Po prawej stronie stał ceglany kominek, w którym już się paliły kołki dając przyjemne ciepło. Koło niego był duży, biały bujany fotel. Przede mną na końcu pokoju było duże, prostokątne okno z widokiem na sosnowo-brzozowy las i na strumyk, który częściowo był od góry skuty lodem.
Z prawej strony, przed kominkiem .były drzwi. Prowadziły do toalety. Kafeliki były w dwóch odcieniach niebieskiego i zielone na podłodze jak i przy dole ścian. Ściana tworzyła "fale". Na dole zielona, wyżej ciemnoniebieska, na górze błękitna. W pomieszczeniu mieściła się wanna w jasnoniebieskie kafelki, kabina WC i umywalka zrobiona z białego granitu.
-I jak? Podoba się?
-Jest... cudowny.
Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Choć byłam strasznie zmęczona, chciałam żeby Nicol opowiedziała mi coś o Domu Awarbs. Dziewczyna usiadła koło mnie, a ja zapytałam jej:
-Jaki masz dar?
-Światło. Mogę z nim robić wszystko. Zabrać je z lampy, trzymać u siebie i oświetlić drogę, znów spowrotem umieścić je w lampie. Hehe, lubię też nabierać młodych, którzy dopiero przybyli do domu, że tu lampy są na klaśnięcie.
W tym momencie zademonstrowała: klasnęła- światło zgasło, drugi raz klasnęła- znów zrobiło się jasno. Zaczęłam się śmiać. Uśmiechnięta Nicol podniosła się i wyszła z pokoju mówiąc, żebym odpoczęła. Poczułam znużenie i byłam już zmęczona wszystkim, więc zdjęłam buty, położyłam się na łóżku, przykryłam i wpatrzona w trzaskający ogień w kominku zasnęłam.

* * *

   Obudziłam się i spojrzałam na okno. Słońce właśnie zachodziło, a to miejsce wydało mi się jeszcze piękniejsze. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Wiele osób kręciło się na korytarzu, ale nie zwracali na mnie szczególnej uwagi. Wszyscy gdzieś spieszyli. Chodzili od pokoju do pokoju, schodzili na dół. Zaciekawiło mnie to, skierowałam się w stronę schodów. Większość osób już tam była, trzymali coś w rękach. Wzrokiem odszukałam Nicol. Tylko ją znałam. Zaczęłam przechodzić pomiędzy innymi raz po raz nadeptując im na nogi, ale oni nic mi nie mówili. Byli pogrążeni w myślach i smutku. Widziałam to na ich twarzach. W końcu dotarłam do mojej znajomej.
-Co się dzieje?
-Zaraz się zacznie. Chodź.
Wyciągnęła mnie przed wszystkich ciągnąc za nadgarstek, wyszłyśmy na dwór a reszta ruszyła za nami. Gdy wszyscy już byli na zewnątrz, z lasu wyszedł Krzysiek. Był w takim nastroju jak wszyscy.
-Siostry i bracia z rodu Awarbats! Dzisiaj wszyscy jesteśmy pełni zadumy i żalu. Wczoraj zapewne Nabru zabili wiele ludzi takich jak my. Przez cały rok Wysłannicy zbierali młodych ludzi Awarbats i przyprowadzali ich tutaj, gdzie mogą bezpiecznie żyć. Niestety nie jesteśmy w stanie uratować wszuystkich, dlatego dziś, jak co roku oddajmy im szacunek. Oddajmy szacunek niewinnym dzieciom.
W tym momencie wszyscy potarli zapałkami o siarkę zapalając je. Zorientowałam się, że te rzeczy w ich dłoniach to były lampiony. Zapalili je od środka i puszczali do góry patrząc jak odlatują rozświetlając czarną noc.
   Wszyscy powoli zaczęli schodzić się w ciszy do Domu. Ja nie wiedziałam co o tym sądzić. Powiedział, że jacyś Wysłannicy szukali osoby z rodu Awarbats przez cały rok. Czemu więc Krzysiek czekał aż do tego dnia? Zapomniał o mnie? Zastanawiał się, czy jestem mu potrzebna? Czy mnie uratować, czy zostawić? Może wcale mnie nie chciał tu przywieźć. Poczułam w oczach łzy złości i smutku. Poszłam zaraz za nim do jego pokoju. Nie potrafiłam zapanować nad emocjami.
-Czemu?! Czemu przyszedłeś tak późno?! Nie chciałeś mnie, tak?! Pewnie byłoby ci na rękę nie męczenie się z kimś takim jak ja! A ja tak się cieszyłam, że brat jest przy mnie!
Krzysiek podszedł do mnie i otarł łzę z policzka.
-Kocham cię, nawet nie wiesz jak chciałem przyjść wcześniej... Ale nie mogłem. Nasi rodzice stwarzali za duże pozory, że cię kochają. Jeszcze po moim "zaginięciu" tak bardzo musiałaś im zaufać. Zostali ci tylko oni. Pokochałaś ich. Nie byłabyś w stanie ich opuścič, nie uwierzyłabyć gdybyś sama nie zobaczyła, że oni cię nie kochają i tak naprawdę chcą, żebyś zniknęła. Z innymi tak nie było, większość była traktowana jak śmiecie i bardzo łatwo nam zaczynali ufać. Z tobą było inaczej, nie mogłaś się dowiedzieć, że ja tak naprawdę nie zaginąłem, więc oni chcieli żebyś im całkiem zaufała. Kocham cię, Ania. Zawsze będziesz moją małą, najdroższą siostrą, pamiętaj.
Uspokoiłam się i przytuliłam do niego. Wierzyłam mu. Wierzyłam mu całym sercem, on był jedyną osobą, której mogłam teraz zaufać.
-Idź do siebie spać, jutro zaczniemy zajęcia. Przed tym będę musiał ci opowiedzieć jeszcze o tym dniu, kiedy uciekliśmy...
-Wiem, miałam właśnie spytać, czy mi powiesz, co się wtedy wydarzyło. -A! Masz jeszcze rzeczy do ubrania. Kupiłem ci kilka luźnych koszulek, weź coś jako piżamę i śpij dobrze. Dobranoc.
Brat podał mi dużą torbę.
-Dobranoc.
Poszłam na górę do swojego pokoju, wzięłam ciepłą kąpiel w wannie, ubrałam się w dużą koszulkę z długim rękawem w brązowym kolorze i jakieś różowe spodenki przed kolano. Weszłam pod ciepłą kołdrę drugi raz w tym dniu i już po chwili spałam.

* * *

Koniec trzeciego rozdziału ;D. Życzę Wam na jutrzejszą Wigilię wszystkiego dobrego!!!
Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz