niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział I

   - Wesołych świąt!!! Szczęśliwego nowego  roku!!! -ryknął do mnie ktoś z rodziny. Niebardzo więdząc kto, odpowiedziałam przed siebie tłumiąc cisnące się do oczu łzy:
-Nawzajem...
Nie, przyszły rok nie mógł być szczęśliwy.
 Przymknęłam lekko oczy i ruszyłam do drzwi czując, że już dłużej nie wytrzymam. Szybko założyłam na siebie długi, czarny płaszcz włożyłam nogi w skórzane kozaki, łzy spływały mi już po policzku, nerwowo złapałam za klamkę.
-A ty gdzie się wybierasz, Ania?
To był głos mojej mamy. Zdziwionej mamy.
-Muszę.. przejść się na świeżym powietrzu-odpowiedziałam nie odwracając się.
   Otworzyłam drzwi nie zwracając uwagi na protesty mamy, a mroźny wiatr rozwiał moje włosy. Wyszłam w ciemną noc. Tylko jedna lampa świeciła wśród domów. Oddalając się od domu słyszałam przycichające już śpiewane kolędy. Teraz już nie próbowałam opanować łez. W głowie cały czas miałam bliską mi przyjaciółkę mówiącą:
-Jestem coraz słabsza... Ja tego nie wytrzymam... Nie chcę się leczyć, nie chcę pomocy. Sama mogę to zakończyć. Raz na zawsze. Już nikt nie będzie musiał się ze mną męczyć.
"Raz na zawsze" - te słowa odbijały sę echem w moich myślach. Nie, nie, nie, ona nie może tego zrobić! Nakierowałam się w stronę światła latarni, usiadłam na krawężniku obok. Znając moje szczęście każdy wie co się wydarzy. Światło zgasło, a ja zostałam sama pośród ciemności.
- Może to i dobrze, nikt mnie teraz nie zobaczy...- powiedziałam sama do siebie. Pogrążyłam się w myślach. Nie chciałam jej stracić. Jej nałóg palenia, to że piła w tak młodym wieku tylko pomogło nowotworowi w jej ciele się rozprzestrzenić. Ona nie chce żyć. Od jakiegoś czasu planuje samobójstwo. To wszystko działo się tak szybko, nie wiedziałam co robić. Może mogłabym założyć fundację na rzecz jej rehebilitacji? Albo zorganizować wolontariat do pomocy? Moje przemyślenia przerwało szczekanie psa. Zwierzę zbliżało się bardzo szybko. Bardziej niepokojącą rzeczą było to, że za psem szedł jego właściciel, który wyglądał gorzej niż sam czworonóg. Szybko wstałam, a gdy to robiłam kości w nogach głośno mi strzyknęły. Bolało. Pies był już blisko.
- Boguś, do nogi! -krzyknął zakapturzony właściciel głosem niskim i groźnym, niepasującym do nazwy zwierzęcia.
-A co taka młoda panienka robi sama w noc wigilijną? -powiedział głosem budzącym niesmak.
-Nie powinno to pana interesować.
-Taak? A to się jeszcze okaże!
Szybkim ruchem złapał mnie za rękę, jego obleśne i silne palce otoczyły mój nadgarstek. Wykręcił mi go do tyłu. Zaczęłam drzeć się o pomoc, ale on tylko zakrył mi usta. Zaczął szeptać zdyszanym, nieświeżym oddechem:
-Uspokój się, gówniaro, bo jak nie, to już Boguś się tobą zajmie. Trochę zgłodniał przez dwa dni.
Zaśmiał się podle. Nie mogłam pozwolić na takie pomiatanie sobą. Kopnęłam go w krocze, a wydostając się z jego uścisku w obrocie uderzyłam go ręką w twarz. To było bardzo złe posunięcie. Mężczyzna złapał mnie wtedy za łokieć, a ja nie mogłam się wyrwać. Popatrzyłam za niego. Zbliżał się ktoś inny. Skradał się z ciężką, metalową rurą. Poziom mojego strachu wzrósł jeszcze bardziej. Gdy już miałam się zacząć wydzierać, nieznajomy dał znak, żebym siedziała cicho. Czy on jest po mojej stronie? W myślach kłębiło mi się pełno myśli, wszystko działo się w ciągu kilkunastu sekund. Nieznajomy zbliżył się. Pierwszy mężczyzna zobaczył, że ja na coś patrzę i odwrócił się. Drugi nieznajomy podniósł metalowy przedmiot i wymierzył mu cios w głowę. Zły facet leżał już na ziemi. Byłam przerażona.
-No i co?! Co teraz zrobimy? On może nie żyć! Kim jesteś, kim on był i dlaczego mi pomagasz? O Jezu.
-Nie bój się, już wszystko dobrze.
Powiedział i objął mnie delikatnie. Zaczęłam cicho płakać w jego ramionach.
-Jestem Krzysiek i mam wrażenie, że coś nas łączy.
Tak. To imię już znałam. Znałam je wręcz doskonale, nie mogłam w to uwierzyć. Wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane.

* * *

Witam na moim blogu ;). Dopiero zaczynam. Mam nadzieję, że zaciekawią was dalsze losy dziewczyny. Pozdrawiam wszystkich i życzę, żeby te święta były naprawdę szczęśliwe.
(Następne rozdziały będą pewnie dłuższe :D.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz